3 lip 2018

Prolog: Nocni Łowcy

Ciężkie kroki przerywały wątłą ciszę nocy. Kobieta biegła przed siebie, dysząc ciężko i oglądając się co rusz przez ramię. Czuła jak moc gaśnie. Wypływała z niej wartkim strumieniem, pozostawiając ziejącą pustkę. Nicość dławiła. Niewielka szczelina w duszy rosła. Coraz większa, rozszerzając się niczym bezdenna przepaść.
Z jednego z domów dobiegały krzyki. Gdzieś w oddali rżały konie. Kobieta ledwo łapała powietrze. Na zakręcie wpadła ciężko na drewniany płot. Skrzywiła się, gdy ból rozlał się po biodrze, ale biegła dalej. Nie mogła się zatrzymać. Nie mogła się wahać.
Nie mogła uciec.
Wiedziała, że są tuż za nią. Zmysły ją opuszczały, ale czuła ich oddech na karku. Ich bezdenne ślepia. Głodne klekotanie i syczenie.
Chlipiąc pokonała kolejny zakręt i sapnęła głośno. Na końcu drogi stała mała świątynia. Ledwie drewniana budowla, ze znakiem Świętego Etgonda nad drzwiami. Z nową siłą, kobieta przyśpieszyła kroku. Dobiegła do drzwi i wpadła na nie, otwierając ramieniem. Natychmiast naparła na wrota, by szybko je zamknąć. Niemal tego dokonała, lecz – huknęło i odleciała w tył.
Legła na chwilę na klepisku, pozbawiona tchu. Kilka drżących oddechów nim przewróciła się na bok. Coś było nie tak. Z nią; z tym miejscem.
I wtedy poczuła. Oni tu weszli. Niczym cienie powoli sunęli ku niej. Nieśpieszni, pewni swej zdobyczy. Nie miała szansy na ucieczkę.
— Nie możecie tu wejść! — sapnęła, odsuwając się w stronę ołtarza. — To święta ziemia!
Odpowiedział jej klekoczący śmiech. Lodowate zimno dotknęło kostki. Szarpnęła nogą, próbując się odsunąć.
— Oddaj nam — wysyczały głosy. Mrok wypełniał świątynię po strzelisty sufit. Na wpół cielesna ciemność. Coś wprost z koszmarów.
— Nie mam tego — odparła zdławionym głosem. Dopełzła do ołtarza i oparła się o niego ciężko. Już tylko marne resztki mocy krążyły w jej żyłach. Pustka była ogromna. Pochłaniała ja powoli. — Wybrała kogoś innego. Nie macie czego tu szukać.
Lodowate dłonie przesunęły się po jej skórze. Czuła jak cieniste szpony zanurzają się w miękkim ciele. Ale ból był odległy, niczym echo czegoś żywego. Pustka zabrała jej wszystko; nawet cierpienie.
— Nic tu nie ma — wyrzęziła przez sztywniejące usta. — Przegraliście.
Noc rozdarł przerażający skowyt.


Rozdział pierwszy

5 komentarzy:

  1. Dzieńdoberek!
    Przeczytałam sobie prolog i... mnie zainteresował. Więc chciałam tylko oznajmić, że zabrałam się za twoje opko. Jakiś bardziej sensowny komentarz zostawię, kiedy przeczytam.
    Ślę uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie!
      Cieszę się, że spodobał Ci się prolog. Zapraszam do dalszego czytania i pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Hej hej! Prolog ciekawy, ta Pusta cokolwiek to jest intryguje :)
    Pozdrawiam i do napisania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaburzona docenia takie mroczne klimaty. Szpony drące ciało w prologu muszą zapowiadać smaczny ciąg dalszy. Zaburzona nie zwleka.

    OdpowiedzUsuń