27 lip 2018

Rozdział siódmy: Światło nadziei

— Czemu miałbyś mi pomagać? — zapytała ostro Emnesia, marszcząc na niego brwi. — Może wiesz kim jestem, ale mnie nie znasz. A ja nie znam ciebie. Nie ufam ci!
— To się chwali — odparł Hadres, wzruszając ramionami. Oparł się o pień najbliższego drzewa i skrzyżował nonszalancko łydki. — Ale wydaje mi się, że nie masz za dużego wyboru. Spójrz. Jesteś sama na pustej drodze. W środku nocy. Jedyne, co posiadasz, to ubranie. Drogocenne ubranie, warto dodać, zwracające uwagę. Nie możesz wiedzieć, na kogo tu natrafisz. Może na innego przyjaznego podróżnika? Może na bandytów? Może na żołnierzy Lorda Adisha? Kto wie? Jedno jest pewne; nie masz wyboru.
— Dam sobie radę sama! — odparła, krzyżując ramiona na piersi. — Te okolice należą do mojej rodziny od pokoleń. Na pewno znajdę tu mnóstwo sprzymierzeńców. Bardziej godnych zaufania niż ty! — I w myślach planowała już, jak dotrzeć do Asmatesta. Taki rycerz jak on nie omieszkałby pomóc damie w opałach. Była pewna, że nie tylko ugościłby ją w swoim dworku, ale też zwołałby wojsko do obrony ziem jej rodu. — I nie potrzebuje pomocy, żeby dokądkolwiek dotrzeć.
Po czym odwróciła się na pięcie i kontynuowała swoją podróż. Ciaśniej opatuliła się płaszczem, bo wiatr stawał się coraz mocniejszy i chłodniejszy.
Szła przez jakiś czas pośród odgłosów nocy i dobrych kilkanaście minut minęło, nim zauważyła, że mężczyzna za nią podąża.
— Przestań! — syknęła, rzucając przez ramię gniewne spojrzenie.
Hadres posłał jej tylko uśmieszek. Przyśpieszyła kroku, lecz niewiele to dało. Nie miała szans z jego długimi nogami i tym jak uparcie dorównywał jej tempem.
— Bo cię... uderzę! - dodała mniej pewnie, niż zamierzała.
— Nic nie poradzę na to, że idziemy w tym samym kierunku — odparł, rozkładając niby bezradnie ręce.
— To idź sobie przodem! — Machnęła na drogę przed nimi. — Tylko przestań iść za mną!
— Cóż. Mógłbym się pośpieszyć i zaraz zniknąć ci z oczu. Ale skąd wiesz, że nie byłbym wtedy po prostu gdzieś w zaroślach, nadal cię śledząc?
Żachnęła się głośno. Co za drań! Idzie za mną jak nieokrzesany prostak i rzucał groźbami. Czym innym mogły być te mimochodem wypowiedziane słowa? Mężczyzna wyglądał niesamowicie przystojnie, a jego płaszcz posiadał niezwykłe właściwości, lecz nie oznaczało to, że Emnesia podąży za nim jak naiwne dziewczę. Co to, to nie! myślała, maszerując głośno. Wiem dokąd zmierzam i doprowadzę swój plan do końca!
Z całych sił starała się ignorować śledzący ją cień. Jednak nie przychodziło to łatwo. Mężczyzna nie próbował ukrywać swej obecności, a jej serce tłukło się jak szalone, gdy kątem oka dostrzegła jego sylwetkę lub gdy dotarł do niej dźwięk jego kroków. W głowie gorączkowo próbowała wyznaczyć drogę do Asmatesta; niełatwe zadanie pośród mroków nocy, w których nie zwykła udawać się na przejażdżki. Wiedziała, że rycerz jej pomoże - i bez wątpienia zajmie się problemem natarczywego nieznajomego. Wtrąci go do lochu, a ona z uśmiechem będzie oglądać tę chwilę. Jednak żeby do tego doszło, musiała znaleźć jego posiadłość. Czym prędzej tym lepiej.
Droga przed nią ciągnęła się znacznie dłużej, niż Emnesia przewidziała. Czasami drzewa ustępowały na chwilę niewielkim polanom, zalanym wątłym światłem księżyca. Innym razem gęstniały do tego stopnia, że gdyby nie porządnie wyjeżdżona ścieżka, dziewczyna znowu zostałaby zmuszona do przedzierania się przez zarośla. Musiało minąć kilka godzin. Stopy i łydki miała obolałe, dreszcze nieustannie przebiegały po jej ciele, a wzrok zaczął rozmywać się ze zmęczenia. Na dodatek Hadres przestał udawać, że tylko idzie w tę samą stronę, co ona i szedł teraz u jej boku. Zupełnie beztrosko, jakby byli przyjaciółmi na spacerze. Ciężko było nie zgrzytać na niego zębami – przynajmniej w chwilach, gdy zapominała o dokuczających nieprzyjemnościach.
Na widok odległego światła, Emnesia niemal krzyknęła z radości.
— Nareszcie! — jęknęła, z odrobinę większym entuzjazmem przyśpieszając kroku. — To musi być to!
— Wątpię — odezwał się natychmiast Hadres. — To jakaś przydrożna gospoda. Nie spodoba ci się, panienko.
Ignorując go, Emnesia pomaszerowała z determinacją w stronę światła. Może to nie było dokładnie to, czego szukała, ale wciąż znajdowała się na ziemiach swej rodziny. Ktokolwiek tu mieszkał, powinien natychmiast udzielić jej pomocy: w walce przeciwko Władcy Północnych Rubieży, w odegnaniu od niej nachalnego mężczyzny, w znalezieniu rodziny… Tak wiele mam do zrobienia! Muszę czym prędzej dotrzeć do Asmatesta i ruszyć rodzinie z odsieczą!
Na obolałych nogach pokonała ostatnie kilkadziesiąt metrów dzielących ją od rozświetlonego budynku. Był duży – gospoda, jak przewidywał Hadres – ze stojącą tuż obok stajnią, ledwo dostrzegalną w padającym z okien świetle studnią i wybrukowanym kocimi łbami podjazdem. Ze środka dobiegał gwar licznych głosów, czasami przerywany jakimś rykiem śmiechu lub wściekłości. Z determinacją zbliżyła się do drzwi i sięgnęła, by otworzyć je z rozmachem. Zanim dotknęła klamki, silna dłoń Hadresa chwyciła ją za przedramię.
— Zaczekaj! — syknął, nachylając się nad nią i zniżając mocno głos. — Nie powinnaś wchodzić nie sprawdziwszy, kto jest w środku.
— Kto jest w środku? — powtórzyła z niedowierzaniem. Nie starała się mówić tak cicho jak on. — Oczywiście, że poddani mego ojca! Kto inny mógłby tu być?
Wyrwała się z jego uścisku i zanim mógł ponownie zaprotestować, otworzyła drzwi. Wkroczyła bez chwili wahania do środka, w kilku krokach pokonała niewielką sień i wparowała do izby głównej. Na chwilę ogłuszył ją gwar i paskudny odór potu i kwaśnego piwa. Przystanęła, zasłaniając twarz dłonią i rozglądając się pośpiesznie po wnętrzu. Żadna twarz nie wyglądała znajomo, ani choćby na tyle szlachetnie, żeby zagadać o pomoc.
Jednak nie musiała martwić się zwróceniem czyjejś uwagi. Nim zrobiła kolejny krok, ktoś krzyknął donośnie:
— Córka lorda!
I wszystkie twarze zwróciły się w jej stronę. Nieprzyjazne, łapczywe. Poczuła chłód. Nie, nie były to osoby, których poszukiwała.
Nie było dobrze.

2 komentarze:

  1. Zawzieta kobieta nie mająca pojęcia o prawdziwie niebezpiecznym świecie. :D cis czuje, ze będzie nie wesoło! Czy Hadres będzie w stanie ją uratować? Zależy jaki jest zwinny i zaradny, bo w pojedynkę może nie dac rady bandzie wygłoszonych hien. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Emnesia leci jak ćma do ognia, w ramiona śmierci. Zaburzona czeka na krew, krew tych którzy śledzą.

    OdpowiedzUsuń