1 sie 2018

Rozdział ósmy: Ucieczka z mroku

Kilku mężczyzn powstało od stołów, sięgając po zaczepioną u pasa broń. Emnesia rzuciła spojrzenie w stronę karczmarza, który pośpiesznie zgarniał do sakiewki kilka walających się po szynku monet. Nie wyglądał na takiego, co pomagał damom w opałach. Wręcz przeciwnie; po tym jak strzelał wzrokiem na tylne wyjście łatwo było wywnioskować, że planował jak najszybszą ucieczkę.
— Nie bój się — rzekł jeden ze zbliżających się do Emnesii mężczyzn, unosząc dłonie wnętrzem do przodu. — Nie skrzywdzimy cię, jeśli nie będziesz się stawiać.
Dziewczyna bez słowa zaczęła cofać się do drzwi. Żołądek przewracał się jej na wszystkie strony, a w głowie szumiało. Szurała stopami po podłodze, bojąc się potknąć o nierówność klepiska i upaść bezradnie przed napastnikami.
— Hej! — rozległo się zza niej.
Coś przeleciało ponad jej ramieniem i upadło z łupnięciem na ziemię. Wszyscy wlepili spojrzenia w niewielki, pokryty runami kawałek drewna. Minęła sekunda, może dwie, gdy huknęło i światło wszystkich świec zgasło. Emnesia szarpnęła się, gdy czyjaś dłoń chwyciła ją za ramię. Jednak na głos Hadresa To ja!" uspokoiła się i podążyła za nim.
— Czemu…? Czemu oni…? — jąkała się, gdy uciekali, ścigani gniewnymi okrzykami mężczyzn z gospody. — Przecież są na ziemiach mego ojca! Jak mogą tak…? Jak mogą próbować schwytać mnie i…!?
— To chciwość, nie szlachetny władca rządzi ludźmi — odparł Hadres. — Ostrzegałem cię, co się może zdarzyć. Gdyby wszyscy na ziemiach twego ojca byli mu naprawdę wierni, armia Lorda Adisha zostałaby wypatrzona dobre kilka dni przed przybyciem do dworu.
— Ale… Przecież lud uwielbia mego ojca! — zaprotestowała, oglądając się co rusz przez ramię. Hadres prowadził ją w stronę stajni, pozostawiając za nimi pełną gniewnych okrzyków gospodę. Jak na razie nikt ich nie ścigał, chociaż Emnesia w każdej chwili spodziewała się tłumu wściekłych chłopów. - Czemu mi nie pomogli?
— Lud uwielbiał twego ojca, dopóki twój ojciec miał władzę — odparł beznamiętnie Hadres. — Ale władza Lorda Adisha rośnie szybciej, niż możesz sobie wyobrazić i z łatwością wyplenia nawet najmocniej ukorzenioną lojalność. A gdy ktoś nie chce służyć mu dobrowolnie, zrobi to pod przymusem.
— To okropne! — oznajmiła, potrząsając głową. Wślizgnęli się do stajni i Hadres zaczął przeglądać pośpiesznie boksy, w których stały konie. Niektóre ze zwierząt zarżały w niepokoju na ich nagłe wtargnięcie. — Trzeba to powstrzymać!
— Absolutnie — odparł Hadres, spoglądając na nią spod uniesionych brwi. — Żeby powstrzymać władzę Lorda Adisha, trzeba powstrzymać jego samego. Nie masz za sobą armii ani potężnych sojuszników, więc lepiej nie próbuj.
— Ale znam rycerzy…!
— Albo są martwi, albo wkrótce będą, albo…! — podniósł głos, gdy próbowała się wtrącić. — Już przeszli na stronę Lorda Adisha. Spróbuj najpierw zadbać o siebie, a potem martwić się dokonywaniem zemsty.
W końcu wybrał dwa wierzchowce, niezbyt duże i pospolicie wyglądające, ale najspokojniejsze ze wszystkich w stajni. Chwycił siodło i wprawnie zaczął zakładać na pierwszego z nich. Ten bez protestu pozwalał majstrować na swoim grzbiecie.
— Raczej mi nie pomożesz, jak zgaduję — rzucił Hadres do trzęsącej się i gapiącej na niego Emnesii. Ta otrząsnęła się z zamyślenia i spojrzała na niego z grymasem.
— Siodłanie wierzchowców to nie zajęcie dla damy — odparła z wyższością, chociaż nie zdołała powstrzymać drżenia w głosie.
— Podejrzewam, że to się wkrótce zmieni — odparł Hadres, jakby do siebie. Żachnęła się, lecz nim zdołała cokolwiek powiedzieć, gdzieś ponad ich głowami rozległ się zaalarmowany głos:
— Hej! Co wy robicie!?
Odruchowo zadarli głowy i spostrzegli wyglądającą zza krawędzi prowadzącego na strych otworu chłopięcą twarz.
— To… To nie wasze konie!
— Oczywiście, że nasze — odparł Hadres, ani na moment nie przerywając siodłania. — Przyjechaliśmy na nich jeszcze przed zachodem słońca. Teraz zaś musimy śpiesznie jechać dalej.
— Wcale nie! — zaprotestował chłopak znacznie pewniejszym głosem. Na chwilę jego głowa zniknęła z otworu, a do ich uszu dobiegło szuranie i ciche przekleństwa. W końcu ze strychu wysunęła się nieco koślawa drabina, po której zszedł pośpiesznie. Zeskoczył z kilku ostatnich stopni i wycelował w nich oskarżycielsko palcem. — Pamiętałbym was! Szczególnie ją! — wskazał na Emnesię, wywołując na jej twarzy grymas. — Zostawcie konie w spokoju!
Hadres zignorował go, zabierając się do siodłania drugiego konia.
— Zostaw nas w spokoju — rzekła Emnesia, unosząc wyżej głowę. — Wracaj tam, gdzie… Byłeś. — Wykonała w jego stronę ruch dłonią, jakby odprawiała służbę.
— Nigdzie nie pójdę — odparł, stając w rozkroku i opierając dłonie na biodrach. — Jak nie zostawicie koni, to pożałujecie! Umiem się bić. — Tu pomachał palcem na wyraźnie rozbawionego Hadresa. — Zobaczysz! Jak ci przywalę, to długo nie wstaniesz!
Mężczyzna już miał odpowiedzieć, gdy do ich uszu dotarły krzyki i łomot kroków. Wszyscy troje spojrzeli na lekko uchylone drzwi do stajni. Wściekły tłum z karczmy musiał przezwyciężyć zaklęcie Hadresa i ruszył w pościg.


4 komentarze:

  1. Hej, niedawno trafiłam na Twojego bloga i właśnie skończyłam czytanie dostępnych rozdziałów :)
    Może zacznę od Emnesii, rzadko spotykam się w opowiadaniach z tym żeby główną bohaterką była ta "rozpieszczona" postać, zazwyczaj takie postacie są jednymi z przeciwników głównych bohaterów, więc bardzo mi się podoba to, że tutaj jest na odwrót. W rozdziałach bardzo dokładnie były opisywane stroje Emnesii, co w fajny sposób zwracało uwagę na to co interesuje główną bohaterkę.
    Hadres, nie wiem dlaczego, ale strasznie podoba mi się jego imię. On jest tym typem postaci, które zawsze bardzo lubię ( no bo jak nie lubić takich postaci :) ), więc cieszę się, że jak na razie zapowiada się na to, że będzie go dużo w opowiadaniu. Ciekawi mnie jaki ma powód, dla którego pomaga głównej bohaterce.
    No i ten chłop, który pojawił się pod końec tego rozdziału oraz jakże piękny i doprawdy czarujący były narzeczony głównej bohaterki, aż czasem kiedy zaczynają coś mówić to trudno powstrzymać uśmiech cisnący się na usta :)
    Rozdziały zostały napisane w taki sposób, że naprawdę miło się je czyta, czekam na kolejne ( szczególnie, że jestem naprawdę ciekawa, jak główni bohaterowie wybrną z tej nieszczęsnej sytuacji )
    Pozdrawiam :)
    PS: Przepraszam za wszystkie błędy, które mogły pojawić się w moim komentarzu ( a znając moje możliwości w zakresie robienia ich to...pewnie będzie ich sporo :D ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Cieszy mnie, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. :)
      Co do Emnesii, to przyznam, że tworzyłam ją jako przeciwieństwo typowego bohatera opowiadań fantasy; takiego, co zaczyna jako prosty, czasem całkiem biedny człowiek i wraz z tokiem powieści staje się wielki i uznawany. Postanowiłam mieć bohaterkę, która żyje w bogactwie i luksusie, a tu nagle wszystko traci. Jak to mówią, im wyżej siedzisz, tym bardziej boli upadek. ;)
      Hadresa także bardzo lubię, przyznaję szczerze. A co do reszty postaci, to jeszcze nie powiedziały ostatniego słowa. Niektóre mogą zaskoczyć później.
      Dziękuję bardzo za komentarz i mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej. :)

      Usuń
  2. Taki krótki mi się wydał ten rozdział. Może temu, że lyknelam go jednym tchem? Hadres jest magiem, juz go lubię :D Choć wiele nie zrobił to chwali się jego pomysłowość i wyjęcie z tarapatów damę, która jeszcze nie wie, ze w wkrótce przestanie nią być by przetrwać. Powoli wypływa na światło jak dziewczyna malo wie o swoich ziemiach i ludziach je zamieszkujących. Zapowiada się coraz ciekawiej! Mam nadzieje, iz spotka tego swojego ukochanego rycerza, a ten okarze się być sługa Adisha! xD Jakie z to wielkie będzie rozczarowanie ;)
    Chłop ze stajni wygląda na to, ze ruszy z tymi dwoje :) zadziorny choć pewno podlotek. Ciekawe gdzie dalej ruszą. Spiesze czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hadres odbiera Zaburzonej zabawę, zapobiega krwawej rzeźni. Emnesia mimo niebezpieczeństwa nadal błyszczy szlachecką naturą.

    OdpowiedzUsuń