4 sie 2018

Rozdział dziewiąty: Pośród mgieł zmiany

— Szybko, wsiadaj! — nakazał Hadres, popychając Emnesię w stronę osiodłanego konia. Dziewczyna wykonała polecenie, mimo że na jej usta cisnął się protest. Jeszcze nigdy nie była tak traktowana; popychana i sterowana niczym kukiełka.
— Stójcie! — krzyczał stajenny, machając nad głową rękami. Z zaciętą miną ruszył na Hadresa. — Zostaw pan tego konia, albo nie zdzierżę…!
Mężczyzna chwycił go za tunikę, gdy tylko ten znalazł się w zasięgu jego dłoni i przyciągnął szarpnięciem do siebie.
— Słuchaj, dzieciaku — syknął. — Albo zejdź nam z drogi, albo pomóż. Jeszcze kilka słów, a utnę ci język, rozumiesz?
Chłopak pokiwał pośpiesznie głową i odsunął się, gdy tylko został puszczony. Ledwo Hadres dopiął ostatnią sprzączkę, a drzwi stajni rozwarły się gwałtownie i stanął w nich wściekły tłum. Mężczyzna pośpiesznie wskoczył na konia i szarpnął za lejce.
— Ruszaj! — warknął do Emnesii i sam uderzył piętami w boki zwierzęcia. Pognał prosto w zbiegowisko, zmuszając wieśniaków do uskoczenia na boki. Dziewczyna popędziła tuż za nim korzystając z powstałego przejścia. Wylecieli ze stajni na nocne powietrze i skierowali się na trakt prowadzący w otwarte pole.
***
Nie gnali długo. Przejechali przez ciemną, pogrążoną we śnie wieś, minęli rozległe uprawy, po czym ponownie zanurzyli się pośród mroków lasu. Tam Hadres zwolnił bieg konia, oglądając się przez ramię i grzebiąc jedną ręką pod płaszczem.
— Tak nie powinno być — mamrotała Emnesia, zaciskając dłonie na lejcach i wpatrując się przed siebie wielkimi oczami. — Ci zdrajcy… Jak mogli próbować mnie… schwytać? — Potrząsnęła głową i wykrzywiła usta w grymasie. — Wszyscy oni powinni zostać ukarani!
— Na pewno, panienko — odparł Hadres z roztargnieniem. — Tak samo jak Lord Adish i wszyscy, którzy pomogli jego armii wedrzeć się na ziemie twego rodu.
— Chyba nie spodziewasz się, że tak po prostu to zaakceptuję? — Spojrzała na niego zmrużonymi oczami. — Że przejdę nad tym do porządku dziennego? Jak mogłabym!? Po tych wszystkich zdarzeniach!? Po tym, co…
— Absolutnie rozumiem — przerwał jej, wyciągając wreszcie to, czego szukał. Emnesia musiała wychylić się z siodła, żeby zobaczyć, co to takiego. Opadła na nie z zawiedzionym westchnieniem, gdy okazało się, że mężczyzna trzyma w dłoni dwie byle jak zszyte lalki. — Nikt nie mówi, że musisz się z tym tak po prostu pogodzić. Ale nic w tej chwili nie zrobisz. Powinnaś skupić się na przeżyciu i uniknięciu schwytania. Potem dopiero myśleć o karaniu odpowiedzialnych za to osób.
Przez chwilę na usta Emnesii cisnęły się gorzkie słowa. Jak mogła skupić się na czymkolwiek innym poza zemstą? Gdy wciąż widziała przed oczami żołnierzy ze smokiem na piersi? Gdy pamiętała wszechobecny smród dymu, przerażone krzyki służby i widok płonącego domu? Gdy tępy ból rozlewał się po jej piersi na każdą myśl o rodzicach?
Jednak nie rzekła nic. Słowa Hadresa, mimo że niechciane, były aż nazbyt prawdziwe. Powinna przeżyć, uniknąć nieprzyjaciół i dotrzeć do tych, którzy jej pomogą. Z pomocą nowego towarzysza lub bez niego.
— Do czego ci to potrzebne? — zapytała, kiwając głową na lalki.
— Musimy jakoś zmylić pościg — odparł Hadres, posyłając jej półuśmiech. Odwróciła głowę, czując gorąco w policzkach. Nawet w półmroku nadal wyglądał bardzo przystojnie. — Trochę magii i będziemy mieli dwa idealne sobowtóry… — Nachylił się nad lalkami i wyszeptał coś niezrozumiale. Wykonał szybki ruch ręką, po czym rzucił obie przez ramię. Emnesia śledziła je wzrokiem i zamrugała, gdy zniknęły po zetknięciu z ubitą ścieżką.
— Myślałam, że będzie… Czy nie powinny pojawić się te sobowtóry? Gdzie zniknęły lalki?
— Nie mogą pojawić się tutaj. Mają odciągnąć od nas uwagi, nie zwracać ją na miejsce, w którym akurat jesteśmy. Pojawią się w trochę innym miejscu, akurat na drodze pościgu. W takich ciemnościach nie trudno będzie o pomyłkę.
— A konie? — dociekała, marszcząc brwi. — Czy ci zdrajcy nie zauważą, że drudzy my nie jedziemy na koniach?
— Będą widzieć wszystko, co powinno zwrócić ich uwagę — odparł Hadres. — Także nasze wierzchowce. — Poklepał swoją klacz po szyi. — Nie będą prawdziwe, ani nawet materialne. Ale oszukają każde spojrzenie, które oszukać powinny.
Podróżowali dalej lasem, pośród ciemności i skrzeczenia licznych, nocnych stworzeń. Przez kilka chwil panowało milczenie, aż w końcu Emnesia westchnęła potężnie.
— Czy musimy jechać bez światła? — zapytała. — To chyba niebezpieczne? A przynajmniej głupie. Co będzie, jak na coś wpadniemy? Albo zabłądzimy?
— Nic takiego się nie stanie — odparł pewnym siebie głosem Hadres. — Odrobina magii wystarczy, żeby konie widziały gdzie jadą.
— Jeśli tak mówisz. — Zagryzła lekko wargę. — W takim razie powiedz dokąd zmierzamy. Bo chyba nie będziemy błądzić po traktach zupełnie bez celu?
— Oczywiście, że nie. Jedziemy do miejsca, które znają nieliczni. Tam będziesz bezpieczna i dostaniesz szansę... zdobycia wiedzy, która pomoże ci w zemście.
Na te słowa Emnesia wyprostowała się z ożywieniem.
— Co to za miejsce? Kto tam mieszka? I czemu jest tak bardzo skryte?
Ledwo dostrzegła, jak szczerzy zęby w szerokim uśmiechu.
— Zmierzamy tam, gdzie mieszkają najbardziej przerażający wojownicy tych krain rzekł. Do Zamku Vox, zamieszkanego przez zakon zabójczyń.

2 komentarze:

  1. Uuuu zakon zabojczyń brzmi interesująco :D
    Dobra zmyłka i pościg zgubiony, nieźle sobie radzi ten mag.Tylko kim że on jest? Z nikąd się pojawia i jeszcze pomaga dziewczynie. Może ma w tym swój cel?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaburzona jest zachwycona, zapowiedź zakonu zabójczyń przyprawia Zaburzoną o palpitacje czarnego serca. Czy Emnesia dotrze tam i nauczy się kopać tyłki?

    OdpowiedzUsuń