8 sie 2018

Rozdział dziesiąty: Dziewczyna która ucieka

— Zakon zabójczyń! — powtórzyła Emnesia, robiąc wielkie oczy. — Wojowniczek!? Ale… Przecież kobiety nie walczą! A ty twierdzisz, że istnieje cały zakon, w którym kobiety są wojowniczkami? Zabójczyniami!?
— Dokładnie tak — przytaknął Hadres. — Ukryty przed światem. Z wiadomych powodów. Gdyby ktoś się o nich dowiedział, szybko zostałyby zgładzone.
— Ale… Czemu w ogóle powstał taki zakon? — Potrząsnęła z niedowierzaniem głową. — Po co kobiety miałyby walczyć? Czyż nie od tego są żołnierze?
— Jeśli jest wola do walki, to czemu nie? — Hadres wzruszył ramionami. — Zakon istnieje od wieków. Założyła go grupa kobiet w... Trudnej sytuacji. Uciekających przed przemocą, ostracyzmem, często przed rodziną. — Zamilkł na chwilę, pocierając kłykciami skroń. — Wybacz mi, ale nie jestem bajarzem. Nie potrafiłbym opowiedzieć o zakonie tak pięknie, jak chciałbym. Tę historię powinnaś poznać z ust kogoś utalentowanego. — Nagle jakby się otrząsnął. Odwrócił twarz w jej stronę by kontynuować bardziej ożywionym głosem. — Co do walczących kobiet, to czy sama nie pragniesz zemsty? Jak zamierzasz jej dokonać nie potrafiąc walczyć?
— Zbiorę armię — odparła natychmiast. — Nie muszę wiedzieć, jak się macha mieczem, żeby to zrobić.
— Ach, armia. — Hadres pokiwał głową, jakby zrozumiał coś ważnego. — Odpowiedź na wszystko. Tylko powiedz mi, panienko, gdzie zamierzasz rozpocząć rekrutację żołnierzy? Albo lepiej: gdzie znajdziesz sojuszników na tyle silnych, by ich wsparcie dało ci jakąś szansę w ewentualnej wojnie?
— Są ludzie, którzy mi pomogą. Rycerze, którzy wesprą mnie w odbiciu ziem rodu. Muszę tylko do nich dotrzeć.
— Doprawdy? — W głosie mężczyzny zabrzmiała kpina. — I ufasz, że nadal są wierni, żywi i chętni do nadstawiania karku? Twoja wiara w ludzką szlachetność jest niebywała. — Pokręcił głową. Ten idealizm jest godny podziwu, ale niewiele warty. Trochę praktyczności i realizmu bardzo ci się w życiu przyda. Wierzę, że w Zamku Vox zostaniesz nimi szczodrze obdarzona.
Emnesia zacisnęła usta, wpatrując się uparcie w las przed sobą. Jak śmie tak twierdzić!? Nie mogła nie zwrócić się o pomoc do znanych sobie sojuszników tylko dlatego, że ktoś, kogo ledwo poznała, twierdził, że nie warto. Wszelka ekscytacja na widok magii, jakiej używał, opadła z niej, pozostawiając nieufność. Musiała znaleźć jakiś sposób, żeby mu umknąć i dotrzeć do któregoś ze sprzymierzeńców ojca. Nie było ich wielu, ale wystarczająco dużo żeby zacząć tworzyć podwaliny armii zdolnej odeprzeć Lorda Adisha.
— Nie nadymaj się, panienko — odezwał się Hadres, po kilku minutach jazdy w milczeniu. — Oszczędzam ci tylko rozczarowania i straty czasu. Podróż do tych „szlachetnych rycerzy" będzie marnowaniem każdej cennej chwili, jaką możemy spędzić jadąc do Vox. Nie mówiąc już o niebezpieczeństwie, na jakie się narazimy.
Nie ma sensu dyskusja, stwierdziła w myślach. Jej nowy towarzysz zdawał się uparcie obstawać przy swoim. I dobrze. Ona też nie zamierzała rezygnować z tego, co planowała.
***
Hadres był szybki, czujny i zdawało się, że nigdy nie spał. Emnesia ani razu nie zdołała przyłapać go choćby na drzemce. W czasie postojów zawsze obejmował wartę i kazał jej odpoczywać, a gdy jechali nasuwał na głowę kaptur tak głęboko, że z trudem dostrzegała choćby jego brodę. Rzadko wtedy ją zagadywał, więc podejrzewała, że wykorzystuje ten czas na chwilę snu. Nie była jednak dość odważna, żeby zajrzeć mu pod kaptur.
Ciężko było śledzić każdy jego krok, gdy przez połowę czasu czuła się okropnie. Nogi i pośladki bolały od siedzenia w siodle, włosy bez pielęgnacji zaczynały wyglądać paskudnie, a na domiar złego wciąż nosiła jedno i to samo ubranie. Po takim czasie musiała wyglądać jak jakiś włóczykij lub gorzej: żebrak. Gorsze od tego były tylko warunki, w jakich podróżowali. Spali na ziemi, ledwo oddzieleni od podłoża kilkoma kocami, jedzenie stanowiły upolowane przez Hadresa niewielkie zwierzęta i zebrane przy drodze owoce, a za toaletę służyły zarośla. Zarośla! Ucieczka zniżyła Emnesię do poziomu dzikiego stworzenia, załatwiającego się w lesie. Dziewczyna nie potrafiła wyobrazić sobie bardziej haniebnej sytuacji.
Jednak po kilku dniach podróży: krążenia po wąskich drogach i czasami wręcz bezdrożach, nawet czujność Hadresa musiała ucierpieć. Unikanie terenów zamieszkanych przez ludzi, zawracanie co chwilę w celu zatarcia śladów, ciągle oglądanie się przez ramię i zwyczaj drzemania w siodle, odcisnęły na nim swoje piętno. Wyglądał na coraz bardziej wyczerpanego i rozkojarzonego, a właśnie na to czekała Emnesia. Na ten moment, gdy mężczyzna straciłby na rzecz zmęczenia. Poddałby się słabości, dając jej szansę na umknięcie dość daleko, by nie mógł jej dogonić.
Nadeszła noc, gdy nie poszła spać jak zazwyczaj. Leżała pod kocem, czekając na okazję do ucieczki. Szczypała delikatną skórę ramienia, żeby przypadkiem nie zasnąć i przez uchylone powieki obserwowała siedzącego przy niewielkim ognisku Hadresa. Głowa mężczyzny kiwała się niepewnie i co chwilę podrywał ją, wyrywając się z objęć snu. Walczył uparcie, ale po coraz wolniejszych ruchach i cięższym oddechu poznawała, że nie zostało mu wiele sił. W końcu musiał paść, a ona – wypoczęta i silna, mimo wszystkich otarć i boleści – zamierzała wykorzystać tę chwilę słabości.
Doczekanie się, aż mężczyzna zaśnie i pogrąży się w głębokim śnie nie należało do łatwych wyzwań. Sen kusił także Emnesię i momentami nawet szczypanie wydawało się nieskuteczne. Podejrzewała, że gdyby nie wciąż przeszkadzająca twardość podłoża i odgłosy nocnych zwierząt, to już dawno straciłaby tę bitwę.
Jednak w końcu mogła uciec. Po cichu wysunęła się ze swojego legowiska i zebrała z ziemi kilka potrzebnych rzeczy – trochę jedzenia i koc. Stąpając miękko i zerkając co chwilę na śpiącego Hadresa, podeszła do koni. Pogładziła pysk swojego zwierzęcia, po czym powoli zaczęła go siodłać. Musiała przerywać co chwilę, żeby sprawdzić, czy Hadres się nie przebudził.
W końcu zapięła ostatnią sprzączkę i pociągnęła ostrożnie, żeby sprawdzić, czy wszystko się trzyma. Wsiadła – nawet bez grymasu! –  po czym ruszyła w las.

12 komentarzy:

  1. Hej, widzę, że Emnesia łatwo się nie poddaje :)
    Muszę przyznać, że coraz bardziej intryguje mnie to, dlaczego Hadres pomaga głównej bohaterce, szczególnie, że kosztuje go to wiele trudu. To pewnie wyjaśni się później, więc z niecierpliwością czekam :)
    Jestem też ciekawa, co wyniknie z planu Emnesii.
    Rozdział bardzo przyjemnie się czytało, ku mojemu zadowoleniu było w nim dużo opisów, których jestem wielbicielką :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja droga, pozwolilam sobie na wskazanie literówek jakie zauwazylam :)
    "Zbiorę armię - odparł natychmiast. - Nie muszę wiedzieć, jak się macha mieczem, żeby to zrobić." - jako, ze mówi to Emnesia to odparła :D
    "Ta cała ucieczka zniżyła Emnesię to poziomu dzikiego zwierzęcia, załatwiającego się w lesie!" - do zamiast to.
    "Pewnej nocy nie zasnęły jak zazwyczaj, tylko leżała pod kocem, czekając na okazję do ucieczki" -zasnęła nie zasnęły.

    Więc dziewczyna postanowiła czmychnąć gdzieś w nieznane byleby dopiąć swego. Czy niebawem pojawi się faworyt szlachcianki?
    Biedny Hardes, tak się poświęca dla tej panny, a ona od tak okradła go i zwiała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaburzona lubi, kocha czerń, ale litery utonęły w absolutnym mroku. Zaburzona pragnie poznać ciąg dalszy lecz czy będzie to możliwe? Osobowe po drogiej stronie, czy wysłuchasz prośby aniola Obłędu, który czuwa nad tym miejscem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehm... Klinika Potworów zaprasza na leczenie psychiatryczne. I dużo elektrowstrząsów. Bardzo.

      Usuń
    2. Zaburzona poważnie rozpatruje propozycję, jakże kuszącą i pełną rozkosznej boleści. Kliniko przyjmij mnie w swoje progi. Nieś cierpienie i ukojenie duszy, zasnutej krwią i łzami.

      Usuń
    3. Widzę konsternację w twym spojrzeniu. Także zapraszam na terapię. Wspólnie postrzelamy się woltażem.

      Usuń
    4. Coś czuję, że się przyda...

      Usuń
    5. Zaburzona spotkała towarzyszy cierpienia? Panów niedoli i bólu? Czyżby samotność Zaburzonej się skończyła? Czy tylko echo śmiechów niesie się po ścianach pustego szpitala bez klamek?

      Usuń
  4. Mrok czuwający nad Zaburzoną pozwolił przyjrzeć nieprzeniknione. Biegnij ku ciemności szlachcianko tam czeka na ciebie Pusta z Zaburzoną w fałdach spłowiałej sukni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Osobowa radość jest radością Zaburzonej. Lecz czas przegonić ciemność by inni mogli zatopić się w opowieści.

    OdpowiedzUsuń