11 sie 2018

Rozdział jedenasty: Nocne spotkanie

Kilkadziesiąt pierwszych metrów przejechała bez większego problemu. Kierowała się udeptanym szlakiem, tylko częściowo widocznym w świetle gwiazd i jednego z dwóch księżyców. Wybrała nieznaną drogę, woląc nie cofać się, jak miał to w zwyczaju Hadres. Jeśli poruszałaby się szlakiem, który już pokonali, to mężczyzna na pewno mógłby znaleźć ją szybciej niż na obcym terenie. Poza tym żadna z ludzkich osad, które minęli, nie wydawała się odpowiednim miejscem do poszukiwania wiernych jej rodzinie rycerzy. Podejrzewała, że zamieszkiwali ją równie paskudni prostacy, jak ci spotkani w gospodzie. Musiała więc znaleźć albo jakiś dwór albo dotrzeć do najbliższego miasta – Cinderhelmu.
Jechała przez długi czas i z każdą minutą atmosfera nocy naciskała na nią coraz mocniej. Ciemność rozpraszała tylko odrobina naturalnego światła. Spomiędzy drzew dobiegały głosy zwierząt i szelest zarośli – zupełnie jakby coś przechodziło tuż obok niej. Stukot kopyt wierzchowca brzmiał głośniej niż powinien. Kurczowo ściskała lejce, rzucając dookoła szybkie spojrzenia i tłumacząc sobie w myślach, że te cienie, które widzi, to powyginane krzaki.
Kilka razy nerwowo sprawdziła czy nadal ma przypięty do pasa sztylet - podarowany przez Hadresa niedługo po ucieczce z gospody. Rozluźniała się na chwilę, za każdym razem, gdy jej dłoń dotykała gładkiej rękojeści. Lecz zaraz jakiś zwierzęcy odgłos dobiegał z najbliższych zarośli, drzewa rzucały wyjątkowo złowrogi cień i ramiona znowu sztywniały. I tak w kółko, aż do tępego bólu mięśni i tej przeszywającej głowę igły bólu.
Po kilku godzinach albo i wiek później powieki zaczęły jej ciążyć i opadać co chwilę. Próbowała walczyć ze snem, poruszając się w siodle i potrząsając głową. Drzewa szumiały kojąco, niczym łagodna kołysanka. Głowa ciążyła coraz bardziej i pochylała bliżej piersi.
Tylko na chwilę, myślała. Na chwilę przymknę oczy i zaraz się rozbudzę.
Gwałtowne szarpnięcie wyrwało ją ze snu. To koń przystanął, potrząsając niespokojnie łbem. Odruchowo chwyciła sztylet i podskoczyła, widząc na drodze przed sobą spowitą w płaszcz postać. Ciemność rozdarło światło, gdy nieznajomy odsłonił trzymaną w dłoni lampę. Zamrugała na niego, wciąż oszołomiona niechcianą drzemką.
— Co za spotkanie! — zawołał obcy. — Środek nocy, niebo jaśniutkie, a tu taka pięknotka! Jak ci na imię, śliczna?
— Nic ci do tego — odparła zduszonym głosem. — Zejdź mi z drogi, prostaku!
— Ohoho! — Nieznajomy zaśmiał się, odchylając lekko głowę. Dostrzegła męską szczękę i rozciągnięte w szyderczym uśmiechu usta. — Panna z dworu! Paczta, chłopaki, szlachcianka nam się trafiła.
Paskudny rechot rozbawienia rozległ się po obu stronach drogi. Wzdrygając się, dziewczyna spojrzała wokół siebie. Naliczyła co najmniej pięciu innych mężczyzn, ledwo widocznych w świetle padającym z lampy. Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Co jeśli trafiła na takich furiatów, jak chłopi w gospodzie? Nie miała szans uciec, gdy otaczali ją w ten sposób.
— No dalej, paniusiu. Jak się zwiesz? — zapytał ten stojący przed nią, robiąc krok w jej stronę. — To chyba nie po pańsku, tak się nie przedstawiać? Gdzie maniery, he?
Na usta Emnesii cisnęły się dziesiątki pogardliwych odpowiedzi. Od nakazania mu powrotu do chlewa, z którego wypełzł, poprzez wyśmianie akcentu i paskudnej postury, aż po wytknięcie, że manier uczyły go chyba dzikie psy. Jednak gardło miała tak ściśnięte, że nawet wątły pisk nie mógł się przez nie przecisnąć. Gorączkowo wytężyła wzrok w ciemność, spoglądając na ciągnącą się za mężczyzną drogę. Może powinna ruszyć galopem? Stratować go i zostawić pozostałych za sobą?
— Już nie taka harda! — zaśmiał się nieznajomy, gdy nie odpowiedziała. — Przestraszyłaś się, panieneczko? — Z zarośli ponownie zawtórował mu paskudny rechot towarzyszy. — Ależ nie ma się czego bać! Chcieliśmy tylko dotrzymać trochę towarzystwa! Co nie, panowie? — Odpowiedziało kilka chrząknięć. — Taka śliczniutka damulka sama jedzie przez las? A by jakie bandyty napadły? Nie można na to pozwolić!
Wzdrygnęła się, gdy jego kompani zawtórowali głośno, zaśmiewając się przy tym ochryple. Za każdym razem, gdy słyszała ich rechoty, czuła jakby po ciele pełzały jej paskudne robaki; czerwie czy inne okropności.
— Nie podchodź! — wyrwało jej się, gdy mężczyzna znowu zrobił ku niej wielki krok. Głos miała zdecydowanie wyższy i mniej pewny siebie, niż by tego chciała. — Cofnij się, ostrzegam!
— Ależ nie skrzywdzę cię — odparł mężczyzna, unosząc dłonie w uspokajającym geście.
Nie wykonał jej polecenia, wręcz przeciwnie: przysunął się tak blisko, że jeszcze trochę, a mógłby chwycić lejce konia. Spanikowana, wbiła pięty w boki kręcącego się wierzchowca, a ten zarżał głośno i ruszył gwałtownie w przód. Nieznajomy z okrzykiem uskoczył na bok.
— Dorul! Zatrzymaj ją!
Nie zdążyła odjechać daleko, gdy tył głowy przeszył ostry ból. Przed oczami pociemniało, kolana zmiękły i ostatnie, co czuła, to jak nieubłaganie zsuwa się z siodła.


3 komentarze:

  1. Hej :)
    Emnesia wpadła w niezłe kłopoty, ciekawi mnie, jak uda jej się wyjść z tej sytuacji. No i muszę się przyznać, że chciałabym zobaczyć minę Hadresa, gdy się budzi i zauważa, że jego towarzyszka znikneła ( jestem okropna, wiem, ale ta mina naprawdę mogłaby być ciekawa ;D ).
    Rozdział był pełen akcji i naprawdę się wciągnęłam.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, hej! To znowu ja :D
    Wyłapałam mały błąd, który zamieszczam poniżej:
    "Gorączkowo wytężyła wzrok w ciemność, spoglądając spoglądając na ciągnącą się za mężczyzną drogę." - powtórzyło Ci się "spoglądając".

    Co to bedzie? Co to będzie? Emnesja do pechowcow należy i właśnie dostała w łeb od jednego z domniemanych bandziorów. I pewno tylko Hadres może jej pomóc, jak tylko się obudzi. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ktoś cię ocali biedna dziewczyno? Czy Zaburzona odbierze ci normalność, gdy zbrukana padniesz na poszycie lasu?

    OdpowiedzUsuń