15 sie 2018

Rozdział dwunasty: Knieja banitów

Gdy oprzytomniała wirowało jej w głowie, a w ustach czuła metaliczny posmak. Twarz miała przyciśniętą do czegoś szorstkiego, cuchnącego paskudnie. Żołądek podchodził jej do gardła i musiała przełknąć kilka razy, żeby powstrzymać odruch wymiotny. Świat kołysał się i podskakiwał. Emnesia straciła dłuższą chwilę próbując znaleźć własne ręce. Zmarszczyła brwi, zauważając, że ma je wyciągnięte nad sobą.
— Co jest? — wymamrotała, spoglądając ku górze i… Czemu sufit się przesuwał? I czy to były czyjeś nogi?
Długą chwilę zajęło jej zrozumienie, że wisi przerzucona przez czyjeś ramię i spogląda na świat do góry nogami. Sapnęła, otwierając szerzej oczy i chwytając kurczowo tył płaszcza niosącego ją mężczyzny.
— Szefie, obudziła się! — usłyszała gdzieś za sobą i odchyliła głowę, próbując znaleźć źródło głosu. Jedyne, co zdołała dostrzec, to oświetlone pomarańczowym blaskiem lampy drzewa i zarośla.
Nagle kołysanie ustało i chwilę później silne dłonie chwyciły ją w pasie. Szarpnęła się, gdy ściągnięto ją z szerokiego ramienia i postawiono na nogi. Chciała zerwać się do biegu, ale przy pierwszym kroku niemal upadła na zarośniętą ścieżkę.
— Hej, hej! Spokojnie — rzekł przywódca bandy. Przytrzymał ją w pasie, gdy zachwiała się na zdrętwiałych nogach. — Nie chcesz chyba, żeby coś się stało tej ładnej buźce?
Gardło miała zbyt ściśnięte, żeby cokolwiek odpowiedzieć, ale pchnęła go, próbując wyrwać się z uścisku. Niewiele to dało; mężczyzna był od niej znacznie większy i silniejszy.
— Chcemy cię tylko ugościć — mówił, nieporuszony jej staraniami. — Wiesz, taka ślicznotka nie powinna wędrować sama. Jeszcze wpadnie w kłopoty. Ile to żołnierzy na drogach. I bandyci! Ci są najgorsi. Nie chłopaki? — zwrócił się ze śmiechem do otaczających ich mężczyzn, a ci zawtórowali gromko. — Nie ma co walczyć. Z nami będzie ci dobrze. No, ruszaj się. — Pchnął ją naprzód i nie miała wyboru, tylko iść we wskazanym kierunku.
Grupa pośpiesznie szła przez las, umiejętnie przemieszczając się przez zarośla. Emnesia nadążała za nimi tylko dlatego, że co rusz ktoś albo ratował ją przed upadkiem albo ostrzegał, gdzie nie powinna stawiać stóp. Z każdą sekundę marszu coraz bardziej doceniała wygodę, jaką była jazda konna. Ocieranie nóg o siodło i kręcenie się w kółko po udeptanym szlaku o stokroć przebijały wędrówkę pośród dziczy.
Nie miała pojęcia, jak długo szli – odniosła wrażenie, że kilka godzin, mimo że las i niebo nad nimi pozostawały ciemne – zanim zauważyła w końcu prześwitujące między drzewami światło. Wydostali się z zarośli na niewielką polankę, na której płonęły dwa, otoczone przez liczne namioty, ogniska. Pośród nich dało się zauważyć kilka osób – Emnesia nie dostrzegła ani jednej kobiety – popijających coś z flaszek lub grających w kości. Ich spojrzenia natychmiast skierowały się w stronę przybyszów.
— Mamy gościa, panowie! — zawołał przywódca, z rozmachem zrzucając kaptur. W migającym świetle Emnesia dostrzegła blizny i bruzdy pokrywające jego twarz. Wyglądały, jakby ktoś niewprawnie wyciosał je tam siekierą. — Grzecznie, chamy, bo to szlachcianka!
— Chrzanisz, Dumis! — krzyknął jeden z mężczyzn. — Gdzie byś szlachciankę w środku lasu znalazł!? — Stojący obok niego, zgarbiony kompan pchnął go szorstko w ramię.
— Ślepyś, Az? Widziałś kiedy take ładne wieśniaczke?
— Az to krowy od baby nie rozróżni — zaśmiał się chrapliwie ktoś inny. Pierwszy z mężczyzn ryknął gniewnie i rzucił się na niego z pięściami. Reszta zebranych natychmiast zaczęła drzeć się i wiwatować, robiąc przy tym więcej miejsca dla walczących.
Emnesia cofnęła się z grymasem i zerknęła niepewnie na Dumisa. Ten nie wydawał się poruszony zachowaniem swych kamratów. Wręcz przeciwnie, usta wykrzywił w paskudnym uśmieszku i dopiero po kilku okropnych chwilach, gdy tamci dwaj okładali się pięściami, kiwnął głową na jednego z otaczających ich osiłków. Ten bez słowa ruszył w środek zamieszania, rozpychając wszystkich na boki i rozdzielając rozjuszonych chłopów.
— Wybacz, kochaniutka — rzekł dowódca, nachylając się do Emnesii i zmuszając ją, by odsunęła się jeszcze bardziej. Już brakowało jej miejsca, gdzie mogłaby uciec. Jeden krok, a wpadłaby na któregoś z jego kompanów. — Prości my, to i prostej rozrywki nam starcza. Ale spójrz no tu. — Wskazał na jeden z namiotów, stojący tak, żeby ciepło z ognisk go sięgało. — Twoje łoże na te noc. Jak znalazł dla ślicznej panienki. Spocznij tutaj.
— Wolałabym nie — odparła zduszonym głosem. Spuściła nieco głowę, spoglądając na otaczających ją mężczyzn z ukosa. Wszyscy byli paskudni i mieli takie… Zachłanne miny. Nawet nie chciała wiedzieć, co mogli o niej myśleć.
— Ależ nalegamy — wymruczał Dumis, przysuwając się bliżej. Skrzywiła się, odwracając głowę, gdy jego twarz znalazła się nieprzyjemnie blisko niej. — Dla twojego dobra, kochaniutka. A wy rozejdźcie się! — rzucił do swych towarzyszy, o wiele ostrzejszym tonem. — Poza Zorgiem. Popilnujesz naszego gościa, żeby sobie nie wymyśliła jakiejś ucieczki. Nie chcemy przecież, żeby coś jej się stało, hę?
Chwycił Emnesię za ramię i szarpnięciem zmusił, by skierowała kroki do wskazanego namiotu. Zacisnął na niej dłoń tak mocno, że nawet nie próbowała się wyrwać. Wtoczyła się do cuchnącego wnętrza, gdy ją tam wepchnął i natychmiast wycofała na czworaka do najdalszej ściany. Przykucnął między uchylonymi połami, mrużąc na nią ciemne oczy.
— Lepiej nie uciekaj, śliczna — rzekł, już bez najmniejszego uśmiechu. — Bo zobaczysz, że nie my jesteśmy tu najgorsi. — Po czym szarpnięciem zamknął namiot, pozostawiając dziewczynę w całkowitej ciemności.

7 komentarzy:

  1. I dobrnęłam do końca :)
    Cieszę się, że nie wczoraj skońcyłam, a dziś,bo bym pewno nie zauważyła, że odcinek się pojawił.
    To się dzieje. Myślę, że ci panowie maja racje, nie oni są najgorsi we wszendobylskim okrutnym świecie. Chociaż ja pojmali to krzywdy nie wyrządzili, a może tylko to kwestia czasu? I co z Hadresem? Nadal śpi? Niech no się zbudzi, zdziwi się nie mało: D
    Czekam na kolejna część z niecierpliwością ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny ten Hadres. Raz człowiek próbuje się wyspać, a tu wszystko idzie w diabły. :P
      Dzięki ogromne za wytknięcie tych literówek. Zawsze muszą się gdzieś zaczaić, podłe jedne. ;)

      Usuń
    2. No biedny, biedny. Chce dobrze,@3 a został z niczym i weź tu chciej być bezinteresownym!

      Usuń
  2. Mówisz, ze swoja reklamę można u Ciebie zostawić? To ja chętnie ;)
    http://princess-of-saiyan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej :D
    Widzę, że Emnesia wpadła w niezłe kłopoty i teraz pozostaje jej tylko czekać na jakiegoś wybawiciela, bo ta podejrzana grupka raczej będzie jej dobrze pilnować. Naprawdę podejrzana grupka ;D
    A jednak pomimo tego, że trochę szkoda mi Emnesii, to cieszę się, że nie dołączyła tak szybko do tych zabójczyń, o których mówił Hadres, bo to byłoby za proste ( a niech inne postacie się namęczą, aby tam dotarła, musi być pod górkę :D ).
    Rozdział bardzo dobrze napisany.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak w opowiadaniu coś nie idzie pod górkę, to znaczy, że trzeba albo zacząć te górki usypywać albo przygotować się na dużo nudy. Ja zdecydowanie wolę pierwszą opcję. :P

      Usuń
  4. Co zrobią zniewolonej? Czy spotka ją ręka bestialskiej przemocy? Zaburzona widzi drogę usłaną trupami przed Emnesią i jej stopami.

    OdpowiedzUsuń