14 lip 2018

Rozdział trzeci: Wielki Hrabia Havelunu

Dzień wizyty hrabiego, hrabiny i ich syna nadszedł znacznie szybciej niż Emnesia by sobie tego życzyła. Czas przeminął na rozmowach z rodzicami, w których ci zachwalali Mermorna i planowany mariaż, zupełnie ignorując – nie za głośne, jak damie przystoi – protesty córki. Dworek przechodził gruntowne porządki, a Matrona Fesala, zwierzchniczka służby, gorączkowo sprawdzała, czy wszystko jest we właściwym miejscu i czy każdy wie, jak powinien postępować w każdej możliwej sytuacji. Gdzie normalnie słudzy byli niemal niedostrzegalni, teraz zdawali się pojawiać wszędzie, biegając z miejsca na miejsce jak spanikowane kurczaki. Obsługa domostwa, ogrodnicy, główny koniuszy i jego parobkowie, strażnicy posiadłości; nawet najbardziej nisko postawieni zmywacze podłóg.
Pan i pani dworu przyjmowali to zamieszanie ze stoickim spokojem, akceptując, że inaczej nie da się przygotować idealnego miejsca do przyjęcia szlachetnych gości. Emnesia normalnie nie omieszkałaby narzekać, lecz teraz sama ledwo miała czas, żeby zadbać o swoje sprawy. Poranne wybieranie stroju zostało niebezpiecznie przyśpieszone, gdy rodzice nalegali, aby więcej czasu poświęciła nauce manier i przystającej damie wiedzy. Cóż to było za okropieństwo! Więcej czasu poświęconego szarym jak myszy guwernerom niż prezencji! Co gorsza, wizyty Sulriah i Corien stały się przerażająco rzadkie – wręcz sporadyczne! Zamieszanie trwało aż do nadejścia długo (i z przestrachem w przypadku Emnesii) wyczekiwanej chwili.
Hrabia przybył w bardzo piękny dzień. Jego drogocenna, acz praktyczna, kareta zajechała na podjazd, otoczona świtą straży i sług. Emnesia czekała z rodzicami, również oskrzydlona przez odpowiednie osoby. Ukrywając swoje niezadowolenie pod maską uprzejmości, dyskretnie ciągała za niewygodne fragmenty stroju. Nie mogła wybrać go sama i musiała nosić niewygodną suknię wskazaną jej przez matkę.
Pierwszy z karety wysiadł hrabia. Na jego widok wszyscy słudzy wykonali głęboki ukłon. Kolejna była szlachetna małżonka mężczyzny, wciąż piękna mimo niemłodego wieku. Za nimi wysiadł ich syn, Mermorn, niemal padając na twarz, gdy zaczepił skrajem płaszcza o schodki.
Cóż za żenujący widok, pomyślała Emnesia, obserwując to z uniesioną brwią. Ciężko było spodziewać się po nim czegokolwiek imponującego, gdy nawet tak prostej czynności nie dał rady zrobić z odrobiną elegancji. Jakże żałowała, że nie może podzielenia się swoimi przemyśleniami z Corien i Sulriah. Niestety, nie dane im było uczestniczyć w powitaniu hrabiego, przez co samotnie musiała czekać na koniec uroczystości.
Nastąpiła wymiana uprzejmości między jej rodzicami a hrabią i hrabiną. Emnesia wyrecytowała grzeczną formułkę do gości (starając się przy tym nie krzywić w stronę Mermorna). Potem trójka szlachciców została odprowadzona przez majordomusa do swoich pokoi, by tam się odświeżyć i założyć bardziej wystawne stroje od tych podróżnych. Emnesia dostała chwilę wytchnienia; bardzo nerwową, bo służka ciągle pilnowała by jej pani nie spóźniła się na uroczysty obiad. Na dodatek dziewczyna nie mogła się przebrać, co tylko pogorszyło jej i tak niewesoły humor.
W końcu nadeszła pora oficjalnego posiłku. Ku swej rozpaczy, Emnesia siedziała obok Mermorna i nie tylko musiała udawać, że nie ma nic przeciwko jego towarzystwu, ale też prowadzić z nim rozmowę. Z trudem powstrzymywała się od przewracania co chwilę oczami, gdy chłopak jąkał się co chwilę i mówił kompletne bzdury. Jedynym plusem było to, że próbował jej jakoś zaimponować. Mogła trafić na kogoś, kto mówiłby tylko o sobie i nie zwracałby na nią uwagi.
— I masz bardzo… Bardzo ładne włosy — mamrotał młodzieniec, częściowo do niej, a częściowo w swój talerz. Przytakiwała z roztargnieniem, więcej uwagi skupiając na rozmowie rodziców z hrabiostwem. Po dość okrojonej dyskusji na temat małżeństwa przeszli do omawiania polityki, szczególnie tej prowadzonej przez Północne Rubieże. Z tego, co Emnesia zrozumiała, wynikało, że ich władca toczył agresywną kampanię przeciwko południowym terytorium. Obawa, że napadnie w końcu ich z ziemie rosła z każdą chwilą. To brzmiało jak zła wiadomość.
— Żadna dama, którą spotkałem, nie była tak… Taka urodziwa jak ty — mówił Mermorn. Doprawdy, czy on nie potrafił nawet trzymać odpowiednio sztućców? Posłała mu sztuczny uśmiech, kolejny raz powstrzymując się od przewrócenia oczami. Uniosła z zaciekawieniem głowę, gdy rozmowa pozostałych zeszła na sprawy wojskowe. I znowu na małżeństwo. Jakby nie mogli zawierać sojuszy bez zmuszania jej do poślubienia tego mięczaka!
Okazało się, że jej rodzice nie posiadali rozbudowanej armii, tylko tyle żołnierzy, by móc bronić własnych ziem. Jednak mogli wesprzeć działania hrabiego poprzez dostarczanie żywności, surowców i uzbrojenia. W zamian oczekiwali ochrony przed Władcą Północnych Rubieży i zysków po wygranej wojnie.
— Posiadamy już licznych sojuszników — zapewniał hrabia. — Lord Adish mógł zagarnąć północne tereny Królestwa, lecz wielu wciąż stoi w jego opozycji. Zwyciężymy i doczekamy chwili, gdy nowy władca zasiądzie na tronie.
Emnesia musiała przyznać, że pomimo przymusu rozmowy z Mermornem, obiad okazał się interesującym doświadczeniem. Ile mogła się dowiedzieć! Normalnie jej ojciec i matka omawiali takie sprawy za zamkniętymi drzwiami, oszczędzając jej martwienia się wielką polityką. Jak wiele przez to traciła!
Postanowiła, że zacznie się tym znacznie bardziej interesować. W końcu teraz, gdy miała zostać częścią politycznego małżeństwa, ją także te sprawy zaczynały dotyczyć.


Rozdział czwarty!

2 komentarze:

  1. Bardzo pokrótce opisane nad czym ubolewam. Szkoda, ze nie napisałas więcej na temat domniemanego małżonka i ich rozmowy, nawet jeśli była malo interesującą i w większości przenosiła się słuchem na sprawy dorosłych :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaburzona uważa, że Mermorn ma zdecydowanie za trudne imię. Ale jest smaczny taki nieporadny, mrau. Zapowiedź ataku bardzo pociąga zaburzoną. Batdzo...

    OdpowiedzUsuń