22 sie 2018

Rozdział czternasty: Złotowłosa

Jeśli wędrówkę przez las w towarzystwie Hadresa Emnesia postrzegała jako surowe doświadczenie, to mieszkanie w obozie bandytów mogła określić tylko jednym słowem: tortura. Wszystko, co dotychczas uznawała za niedogodność, teraz stało się koszmarem. Pójście na stronę nie było tylko żenujące, ale wręcz odrażające, gdy za każdym musiała wytrzymywać spojrzenie jednego z wyznaczonych do pilnowania jej opryszków. Świeżo upolowane i upieczone nad ogniskiem mięso, którym dotąd gardziła, wspominała tęsknie przy każdym kęsie podawanego przez porywaczy posiłku. O kąpielach nawet nie myślała; po smrodzie bijącym od bandziorów łatwo było się domyślić, że nieszczególnie dbali o higienę osobistą.
Dumis nadal przychodził do niej z fałszywym uśmiechem i wypytywał skąd pochodzi. Wyznała mu wszystko już drugiego dnia – nie znalazła powodu na dalsze ukrywanie kim jest jej rodzina i przyjaciele – zaś po kilku kolejnych otrzymała w zamian okropne wieści.
— A to peszek, ślicznotko — zaśmiał się mężczyzna, kręcąc głową. — Widzisz, chłopaki sprawdzili, co mówiłaś i wrócili bardzo nieweseli. Bo nic dobrego nie znaleźli. Żadnych Valrelrich. Tych to se chyba wymyśliłaś? A reszta to jakieś wyrzutki. Ci Tibaudowie, Isemberci i inne. Nic nie warci. — Rozłożył ręce. — Kto by z takimi coś ugadał? Nie, nie. — Pomachał palcem. — Wymyśl coś lepszego albo ja wymyślę. I nie będzie miło, kochaniutka.
Jeśli do tej pory trzymała jakąś nadzieję, że ktoś z jej bliskich ją uratuje – że ktoś w ogóle pozostał przy życiu – to ta w jednej chwili całkowicie zgasła. Jeśli jej ród i wszystkie sprzymierzone z nim rodziny upadły, to na co mogła liczyć? Czy wszystko, co mówił Hadres, było prawdziwe? Może nawet gorsze? Straciła każdego sprzymierzeńca i jedyne, co jej pozostało, to uciekać do jakiegoś tajemniczego zakonu zabójczyń? Czy naprawdę nie miała już nic?
Każda kolejna myśl coraz bardziej przytłaczała. Ostatnie skrawki dawnego życia rozpływały się pod natłokiem emocji, pozostawiając tylko zimną pustkę. Co mogła zdziałać, gdy prymitywna grupa bandziorów miała większą władzę niż ona? Jak niby miała z nimi walczyć? Jak miała z kimkolwiek walczyć?
Kolejne dni upływały na poły w letargu, na poły na wsłuchiwaniu się w życie obozu. Większość rozmów, które do niej docierały, nie brzmiała szczególnie interesująco. Przepychanki słowne – często kończące się bójką – przechwalanie zdobytymi łupami, porównywanie długości broni… Czasami orientowała się, że rozmawiali o niej i drętwiała w przerażeniu. Serce waliło szaleńczo, gdy słuchała jak komentują jej wygląd. Lodowate szpony strachu zaciskały się na gardle, gdy któryś wspomniał, jak chętnie by się z nią zabawił. Czasem – w ciemności nocy, gdy leżała niespokojnie w cuchnącym namiocie i próbowała zasnąć – któryś z nich warczał, jak nieuczciwe było, że Dumis nie chciał się nią z nikim podzielić.
Któregoś z kolei dnia, z odrętwieniem odkryła, że z tyłu pasa miała przypięty sztylet – najpewniej odebrany jej przez Dumisa, gdy on i jego banda ją porwali. Teraz pozostała po nim tylko pusta pochwa. Przez chwilę zastanawiała się, czemu wcześniej o tym nie pomyślała; o jakiejś broni, którą mogłaby wykorzystać. O zaatakowaniu bandytów i  wywalczeniu drogi ucieczki. Zaraz uświadomiła sobie, że nie było w tym żadnego sensu. Jak mogłaby walczyć z grupą rosłych mężczyzn, którzy pozbawili ją przytomności jednym uderzeniem w głowę? Czy zdołałaby w ogóle dźgnąć chociaż jednego z nich, zanim reszta by ją powstrzymała? I co by ją czekało po czymś takim? Wątpiła, żeby nadal trzymali się od niej z daleka. Kiedyś zdarzało jej się usłyszeć o napadach bandytów na drogach – o tym, co czynili swoim ofiarom. Nie. Nie chciała wiedzieć, co mogliby jej zrobić sprowokowani.
Dlatego siedziała cicho, a widząc okazję do zdobycia broni odwracała wzrok.
A sytuacja zmieniała się na coraz gorszą.


***
— Trochę to czasu zajęło — rzekł Dumis takim tonem, jakby dyskutował o pogodzie. Emnesia siedziała obok niego przy ognisku, wpatrując się w płomienie i ignorując posyłanie w jej stronę spojrzenia reszty bandy. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie, opierając plecami o przyciągnięty z lasu sękaty pniak. — I doszły do mnie słuchy, że ktoś szuka takiej ślicznotki jak ty. Ktoś bardzo wpływowy i wiesz… — pokiwał brwiami — z dużą kiesą.
— Kto taki? — zapytała cichym głosem. Nie była pewna, czy chce wiedzieć, ale… Co innego pozostawało? Wiedząc, co ją czeka, nie musiałaby żyć w całkowitej niepewności. Poza tym, gdzieś w głębi umysłu kłębiła się myśl, że wie o kogo chodzi.
— Jakiś władca z północy — odparł Dumis, potwierdzając jej domysły. Znała tylko jednego lorda z północy, który mógłby być nią zainteresowany. — Nie rób takiej miny, królewno. Jak cię wezmą na północ to przynajmniej nie będziesz odmrażać sobie tyłka tutaj. Zimy tam łagodniejsze niż u nas.
— Skąd wiesz, że będę żyć? — wtrąciła drżącym głosem. — Opowiadasz mi to, jakbym miała żyć w luksusie. Ten władca z północy może kupić mnie tylko po to żeby… zabić. — Ostatnie słowo wydusiła przez ściśnięte gardło i szybko odwróciła wzrok, ukrywając zbierające się w oczach łzy.
— Coś w tym jest — mruknął Dumis, po chwili milczenia. Czuła na sobie jego spojrzenie. — Ale co tam. Dla mnie kasa, dla ciebie cokolwiek. — Chwycił zwisający luźno kosmyk jej włosów. Ledwo drgnęła i tylko zacisnęła zęby, gdy owinął go powoli wokół palca. — Wspomnisz nas dobrze przed śmiercią, nie? — Zaśmiał się chrapliwie.
Och, na pewno was wspomnę, pomyślała, mocniej obejmując się ramionami. Jeśli zdołam przeżyć, to odnajdę was wszystkich i dopilnuję, żebyście pożałowali, że mnie porwaliście.

4 komentarze:

  1. Współczuje, że w tak okropny sposób się o tym dowiedziała.
    Dobrze, że przynajmniej Dunis wywoływał u nich jakiś respekt.
    Pfff... Dupek.
    Marie Madeleine Lantan
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Z każdym dniem coraz gorzej ma ta dziewoja. Coś mi się zdaje, że jeśli znowu trafi na Hadresa wysciska i wycałuje xD A ona taka niewdzięczna była.
    Dumis ją sprzeda, to pewne, no chyba, że w jakie sposób by zadziałała na tego bandytę, ale czy sama z siebie może mu cokolwiek dać? Za czasów jej świetności na pewno, teraz raczej nic.
    Ciekawa jestem co się wydarzy dalej :)
    Dobrze, że mam co czytać :p
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze młoda dziewoja, trzeba pamiętać. Nagłe wybuchy niewdzięczności mogą się czasem pojawić. :)
      A z własnego doświadczenia wiem, że im więcej do czytania to lepiej. Nawet się nie dziwię, że ktoś wraca do opowiadania po dłuższym czasie, gdy pojawi się już więcej rozdziałów.

      Usuń
  3. Zważywszy na długość rozdziałów, masz rację. Akurat ja zajmowała się swoim tekstem, trochę nadrabialam gdzie indziej no i dziecko XD taaa to ostatnie to pochlaniacz czasu ;)

    OdpowiedzUsuń