25 sie 2018

Rozdział piętnasty: Zmiana na... Lepsze?

Następnego dnia o świcie, bandyci zaczęli prędko zwijać obóz. Emnesia z odrętwieniem obserwowała, jak zasypują ogniska ziemią, składają pośpiesznie namioty i pakują wszystko na konie. Ich pośpiech wydał się bardzo... nagły. Jeszcze poprzedniego wieczoru upijali się i przekrzykiwali wulgarnie, a teraz spoglądali po sobie nerwowo i popędzali jeden drugiego, jakby każda chwila zwłoki mogła skończyć się źle. Dumisa widziała tylko przelotnie, gdy przemieszczał się pośpiesznie między namiotami, rzucając swoim ludziom rozkazy. Jego szorstki głos niósł się po obozie, ponad wrzawą pozostałych bandytów i brzmiał szczególnie niepokojąco. Przez kilka dni pobytu wśród oprychów Emnesia ani razu nie widziała go tak zdenerwowanego.
— Ruszaj się — warknął jeden z mężczyzn, szarpnięciem wyciągając ją z namiotu. Potykając się i ledwo unikając upadku, odbiegła na bok. Kuląc ramiona, przyglądała się jak jej dotychczasowe miejsce zamieszkania zostaje w kilka chwil rozebrane, związane ciasno i załadowane na konia. Z dziwnym oderwaniem uznała, że to całkiem imponujący wyczyn.
— Tu jesteś, królewno. — Głos Dumisa wyrwał ją z odrętwienia. Zaraz potem poczuła jego dłoń na ramieniu i mężczyzna pociągnął ją między drzewa. — Czas na nas. Chyba dość sobie pospałaś, he? Czyli można ruszać.
— Dokąd idziemy? — zapytała, podążając za nim pośpiesznie. Niewiele zostało z rozciągającego się po polanie obozu. Tylko grupa bandytów, objuczone konie i wydeptana ziemia. — Coś się dzieje?
— Nic, co mogłoby zawrócić twoją śliczną główkę — odparł szorstko Dumis. Pchnął ją w stronę jednego ze swych przybocznych. — Pilnuj jej — rzekł do niego, po czym odwrócił się na pięcie i krzyknął chrapliwie: — Ruszać się! Nie mamy całego dnia! Głodniście żelastwa czy co!? Ruchy, parszywce!
Odszedł, popędzając swoich kompanów i nie szczędząc im wyzwisk. Czasami ktoś burknął coś, ale nikt nie próbował się odszczeknąć. Tylko szybciej uwijali się z pakowaniem i zacieraniem śladów obecności – na tyle, na ile się dało. Emnesia stała potulnie na uboczu, z umięśnionym cieniem za plecami. Bardziej rozbudzona marszczyła brwi na zamieszanie.
Co się działo? Czemu nagle obóz wyglądał jak kopnięte mrowisko? Czy ktoś odkrył bandytów i postanowił ich ścigać? W takim razie czemu, zamiast walczyć o życie, zwijali tylko namioty? Chyba że zorientowali się o nadchodzącym niebezpieczeństwie wcześniej i próbowali uciec?
Może właśnie tak wyglądały bandyckie napady? Grupa przenosiła się z miejsca na miejsce, obrabiała okolicznych podróżnych i po kilku dniach ruszała dalej? Albo... Czy chodziło o coś innego, o czym nie miała pojęcia?
Rzuciła kilka niepewnych spojrzeń pilnującemu ją bandycie. Ten zaczepił kciuki za pas z bronią i stukał rytmicznie palcami o sztywną skórę. Zdawał się nie zwracać na nią uwagi, ale była pewna, że ani na chwilę nie tracił czujności.
— Co się dzieje? — odważyła się w końcu zapytać, obserwując jak część bandytów rusza w las. Każdy albo prowadził objuczonego konia, albo niósł na plecach pokaźny pakunek. Jej strażnik odchrząknął, nie patrząc na nią. — Czy stało się coś złego? — dociekała, na co  rzucił jej gniewne spojrzenie.
— Nie kłap jadaczką — warknął, kładąc dłoń na rękojeści jednej z broni.
Zamilkła. Kuląc ramiona, wróciła do śledzenia wzrokiem bandytów. Po obozie nic już nie zostało. Tylko wydeptana ziemia i ledwie ślady wypalonych ognisk. Dumis skończył wykrzykiwać rozkazy i gdy ostatni z bandy zniknął pośród zarośli, podszedł do nich z ponurą miną.
— Czas na nas, królewno — rzekł, chwytając Emnesię za łokieć. Skrzywiła się, gdy szarpną ją w stronę lasu. Nie szedł śladem pozostałych, zamiast tego kierując się w większą gęstwinę niż tamci. Pilnujący ją osiłek bez słowa podążał za nimi. — Droga długa, a tym razem nie pojedziesz sobie wierzchem.
— Czemu tak nagle się przenosicie? — zapytała, na wpół biegnąc u jego boku. Mężczyzna poruszał się szybciej niż ktokolwiek, z kim dotąd szła. Nie żeby spodziewała się po banicie spacerowego kroku, wygodnego dla damy. Nie żeby spodziewała się po nim czegokolwiek dobrego.
— Pojawił się problem — odparł Dumis. Ton głosu miał neutralny, ale porytą bliznami twarz ściągnął w grymasie. — Żołnierze smoka z północy przeczesują las. Kiepsko dla nas wszystkich.
— Ale… Przecież miałeś mnie sprzedać…?
— To nie wiejski targ, ślicznotko. Nikt nie przyjdzie z workiem złota, żeby zabrać ładny towar. Tu trzeba myśleć. Planować. Ci na górze tylko by nas zaciukali. Musimy być sprytni. Ruszaj się szybciej. — Pociągnął ją mocniej, zmuszając do przyśpieszenia kroku.
— Dokąd idziemy? — zapytała jeszcze, ale na to nikt już nie odpowiedział.
Szli bardzo długo. Resztę grupy niemal od razu stracili z zasięgu wzroku i słuchu. Dumis wybierał drogę przez gęsty las, całkowicie porzucając udeptane drogi. Emnesia potykała się na nierównym podłożu, często wpadała w jakieś krzaczory i nie miała czasu, by ostrożnie się z nich wyplątać. Co chwilę coś szarpało ją za ubranie – albo gorzej, za włosy. Dumis niecierpliwił się każdą chwilą zwłoki i tylko popędzał dziewczynę, nie zwracając uwagi na jakikolwiek dyskomfort. W końcu nogi zaczęły ją boleć, nieprzyzwyczajone do tak brutalnego tempa. Krzywiła się z każdym krokiem i coraz bardziej opierała się o prowadzącego ją mężczyznę. Gdyby była mniej zmęczona, to może zdziwiłaby się, czemu ten na to pozwala. Jednak nie potrafiła skupić się na niczym innym poza własnym dyskomfortem.
Wtem idący za nimi bandyta zaczął krzyczeć:
— Szefie…! — Po czym z sapnięciem padł na ziemię. Dumis zatrzymał się, pchnął ją na jedno z drzew i sięgnął po broń.
Spomiędzy zarośli wyszła zakapturzona postać.


5 komentarzy:

  1. Moim zdaniem nie ma tak źle. Zawsze mogło być gorzej 😂😂😂.
    Czyżby zasadzka?
    Czekam xo

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej hej!
    To znowu ja :D Widze, ze poprawilas dywizy na pauzy :p Czyli jednak znalazłaś w sobie te cząstkę i zrobiłaś porządki.
    W tym rozdziale niby nic się nie dzieje, ot bandyci przenoszą swój obóz, a jednak gdzieś podświadomie czuje się ucieczkę i jak się okazuje słuszne podejrzenia. Oprawcy ziem rodzimych Emnesii na pewno by pozbawili wszystkich głów.
    Dziewczyna dostaje po dupie od tempa narzuconego przez banitow. Pierwszy raz musi uciekać. Nowe doświadczenia na przyszłość ją zahartują. Ale... Ale kim, że jest ów postać atakująca porywaczy? Samotnie... Hadres?
    Znalazłam powtórzenie i zgaduję, że być takie nie powinno. "Ale w takim razie czemu, zamiast walczyć o życie zamiast, zwijali tylko namioty?"

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbowałam kopiowanie tych wszystkich pauz i okazało się, że nie jest to tak straszne i męczące jak przewidywałam. :)
      Emnesia musiała dostać trochę po dupie, żeby się czegoś nauczyć. Trzeba było do końca wyrwać ją z bogatego życia, a co do tego lepsze od małej przebieżki po lesie? :P
      Te powtórzenia to najgorsza plaga pisania. Człowiek tak bardzo kombinuje jak tu przerobić zdanie, żeby brzmiało dobrze, że w końcu nie widzi co w nim pisze.
      Również pozdrawiam :)

      Usuń