Atmosfera w bibliotece nagle zgęstniała – a może to tylko Emnesia odniosła takie wrażenie – i twarze zebranych zachmurzyły się w ponurym wyrazie. Nawet uśmiech Ernalda zniknął, zastąpiony głęboką powagą. Dziewczyna zwróciła wzrok na Hadresa, lecz ten nie zauważy tego, całkowicie skupiony na Narissie. Wydymając wargi w grymasie, podążyła za jego spojrzeniem.
— Valenhal zostało wycięte w pień — zaczęła kobieta rzeczowym tonem. — Nie znaleźliśmy ani jednej żywej duszy; nawet zwierzęcia. Nic nie zrabowano, budynki stały nienaruszone. Atak musiał nastąpić w nocy, bo większość mieszkańców spoczywała w swoich łóżkach.
— Czyli to nie mogli być bandyci — zauważyła Nakis. — To nawet nie wygląda na coś, co mógłby zrobić człowiek.
— Czemu nie? — zapytał Valmer. — Potężny mag, nawet grupa magów mogłaby tego dokonać. Z odpowiednią motywacją i przygotowaniem. Tylko dlaczego ktokolwiek traciłby siły na całą osadę?
— Mając dobry powód? — odparowała, podchwytując jego tok myślenia. — Ktoś mógł wynająć tych magów żeby kogoś zabili?
— Czy jest potrzeba wymordowania do tego całej wioski? — zapytał Hadres. — Wystarczyłoby wysłać jednego zabójcę, żeby załatwił sprawę po cichu. Coś tak dużego zwraca wiele uwagi.
— To nie był zabójca — odezwał się szorstko Jehan, przerywając ich gdybanie. Mężczyzna stał w najdalszym kącie biblioteki – niełatwy czyn, bo pomieszczenie do dużych nie należało – wyprostowany jak żołnierz, z rękami założonymi za plecy. — Ani grupa bandytów, ani żołnierze z północy. Valenhal napadły cienie.
To jeszcze głupsze niż legenda o bogini, pomyślała Emnesia, słuchająca dyskusji z głową opartą o dłoń. Gdy rozejrzała się po zebranych, spostrzegła, że prawie wszyscy przytaknęli słowom Jahena, jakby miały one jakikolwiek sens. Nakis tylko zmarszczyła czoło, krzywiąc usta – i cóż za logiczna reakcja! Kątem oka zauważyła jak Hadres porusza się niespokojnie i gdy na niego zerknęła, ten wymienił spojrzenie z pobladłym Valmerem po czym znowu skupił się na Narissie.
— Cienie? — powtórzyła Nakis, brzmiąc tak sceptycznie jak Emnesia się czuła.
— Tak określamy te istoty — wytłumaczyła Narissa. — Są nieuchwytne, szybkie, potężniejsze niż cokolwiek, z czym wcześniej mieliśmy do czynienia. Z naszego grona tylko jedna osoba dostrzegła je na własne oczy. I przeżyła. — Zacisnęła usta, spoglądając na Jehana.
— Pojawiają się w nocy, wydzierają moc ze wszystkiego, co żywe i znikają — podjął mężczyzna, ignorując wzrok matki. — Ciężko określić jak naprawdę wyglądają. Niektóre z nich są ogromne, inne mniejsze od człowieka. I stapiają się z cieniami jakby z nich pochodziły... — Urwał, marszcząc czoło.
— Skoro wydzierają moc ze wszystkiego, co żywe, to jakim cudem żyjesz? — zapytała Nakis bez owijania w bawełnę. Łagodną dotąd twarz Narissy przeciął grymas i nawet Emnesia skrzywiła się na nieczułe pytanie. Na chwilę oderwała wzrok od Valmera, którego przystojną twarz podziwiała kątem oka, jednym uchem słuchając rozmowy.
— Miałem szczęście — odparł chłodno Jehan. — I dość rozumu żeby wziąć nogi za pas, jak tylko je zauważyłem. Radzę wam robić to samo, jeśli kiedykolwiek na nie traficie. — Na te słowa zimny dreszcz przebiegł Emnesii po plecach. Coś, gdzieś w głębi duszy, mówiło jej, że wolałaby nigdy nie trafić na to, co mężczyzna opisywał.
— Czyli to jednak bestie — odezwał się Hadres, przerywając napiętą ciszę, w której Nakis i Jehan spoglądali na siebie nawzajem z niechęcią. — Złe wieści.
— Bardzo złe — przytaknął Valmer, wpatrując się niespokojnie w brata. — Ledwie kilka miesięcy od ostatniego rytuału. Coraz szybciej uwalniają się ze swoich okowów.
— Próbujemy je więzić — wytłumaczyła Narissa, wyraźnie na korzyść Nakis i Emnesii. — To mistrzyni Saviana pomogła nam w znalezieniu narzędzi do spętania tych istot. — Starsza kobieta skinęła delikatnie głową. — Bez niej o wiele trudniej przyszłoby nam znalezienie sposobu na odparcie ich mocy.
— Udostępnienie kilku ksiąg nie jest takim wielkim czynem — odparła Saviana, uśmiechając się łagodnie. — Ty, moja droga, wkładasz w to znacznie więcej sił niż ja kiedykolwiek mogłabym próbować.
— Czyli, jak rozumiem — wtrąciła Nakis — od jakiegoś czasu więzicie gdzieś dziwne, cieniste stwory, żeby nie zabijały ludzi. Magia, którą to robicie jest coraz słabsza, więc coraz szybciej się uwalniają. Teraz znowu są wolne i zabiły całą wioskę ludzi. Żeby… Pożywić się ich mocą?
— Dokładnie tak — potwierdziła Narissa. — Każda żywa istota posiada moc. Większość zaledwie niewielką kroplę, inni znacznie więcej. Podejrzewamy, że dla cieni to nie ma znaczenia. Dlatego zabijają wszystko, co napotkają na swej drodze.
— Skąd one się wzięły? — zapytała nagle Emnesia. Do tej pory nikt o tym nie wspomniał i nie wyglądało na to, żeby ktokolwiek zamierzał to zrobić. Jakby zapomnieli, że ona pierwszy raz słyszy o stworach.
— Tego nie możemy być pewni — odparła Narissa, ani trochę nie zakłopotania tym przeoczeniem. — Pierwsze zgony z ich udziałem zaczęły się ponad dziesięć lat temu. Początkowo nie przyciągały wiele uwagi. Ginęło kilka osób, głównie wieśniacy, włóczędzy, czasami jakiś kupiec. Sytuacja pogorszyła się po śmierci… - Jej oczy mignęły na chwilę w stronę Hadresa i zaraz potem Valmera. — Awatara.
— Awatara — prychnęła Emnesia. Już miała przewrócić oczami, ale dostrzegła pobladłą twarz Hadresa i zamiast tego skrzyżowała ramiona, zakładając nogę na nogę.
— Do tego momentu nie mieliśmy pojęcia z jak groźnymi istotami przyjdzie nam się zmierzyć — kontynuowała Narissa, marszcząc czoło na zachowanie dziewczyny. — Gdyby nie pomoc mistrzyni Saviany, kto wie, jak długo zajęłoby nam znalezienie czegoś, co mogłoby je powstrzymać?
— Całe lata — rzekł ponuro Ernald. — A w tym czasie coraz więcej ludzi by ginęło.
— Podejrzewamy, że to sprawka jednego z północnych lordów — odezwał się Anders, dotąd w milczeniu obserwujący dyskusję. W przeciwieństwie do Jehana opierał się swobodnie o jeden ze stołów i bawił okładką leżącej na nim książki. Nie robił też ani smutnej ani posępnej miny, jak zauważyła Emnesia. — Któryś z nich przywołał bestie, żeby zdobyć przewagę w wojnie. Zamiast tego wymknęły się spod kontroli i zaczęły mordować kogo popadło.
— To tylko jedna możliwość — podkreśliła Narissa. — Po upadku królestwa zapanował chaos. Działo się wtedy wiele zła. Rzeczy, o których teraz nikt wolałby nie myśleć. Może to byli lordowie z północy, a może jakiś głupiec bezmyślnie użył magii, której nie potrafił zrozumieć. Może to przypadkowa korelacja magii wpłynęła na zasłonę między światami. Tego nie wiemy. — Pokręciła głową. — Miałam nadzieję, że więcej czasu minie, nim znowu będziemy musieli martwić się powrotem cieni. — Tu zwróciła wzrok na Emnesię. — Powinnaś wiedzieć, że jeżeli okażesz się awatarem, zagrożenie z ich strony ciebie dotknie najbardziej.
— Jasne — odparła sceptycznie dziewczyna. — Jeśli to, co mówicie, okaże się prawdą, a nie tylko legendą. A nawet jeśli, to wcale nie muszę być tą wybraną. Skoro Nakis nią nie jest, to jaka jest szansa, że ja będę?
— Bardzo duża — odparła spokojnie Narissa. — Nie bez powodu dotarliśmy właśnie do was dwóch. Posiadacie wielką moc. Łatwą do znalezienia przez każdego kto wie jak szukać. Bardzo pożądaną. — Nachyliła się w fotelu, bliżej Emnesii. Przez chwilę sprawiała wrażenie jakby zabrakło jej słów. W końcu jednak westchnęła głęboko i z wahaniem dokończyła: — To dlatego Lord Adish zaatakował twoją rodzinę. Z powodu... Podejrzenia, że to ty jesteś awatarem bogini.
Świetny rozdział;)
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki. :)
UsuńNo i się wyjaśnia skąd wziął się atak Adisha na posiadłość rodziny Emnesii. Może po tych slosłow w końcu uwierzy, że to co mówią dorośli (xD) nie jest tylko głupią mżonką i przestanie być tak zamknięta na wszystko co nie ludzkie ;)
OdpowiedzUsuńJestem po przerwie :p
Emnesia w końcu uwierzy. A potem będzie musiała wierzyć w jeszcze więcej niż to. Ale w co, to zobaczymy. ;)
Usuń