19 wrz 2018

Rozdział dwudziesty drugi: Niech pozostaną legendami

Emnesia postanowiła nie rozmawiać już więcej z Hadresem. Unikać go, jak tylko mogła, żeby pokazać, co sądzi o tym, co próbował jej wmówić.
Dziewczyna ukryła się w swoim pokoju i z fuknięciem usiadła na wąskim parapecie, by wyjrzeć przez okno. Wychodziło ono na podwórze przed domem i dzięki temu zdążyła dostrzec, jak Hadres znika za sąsiednim budynkiem. Zmarszczyła czoło, odwracając wzrok na las.
Nie chciała mieć z nim więcej do czynienia. Nie, gdy wygłaszał takie bzdury – te bajki dla dzieci – próbując wmówić jej, że to wszystko jest prawdą. Dlaczego musiał to zrobić akurat teraz, gdy powoli zaczynała mu ufać? Nie myślał chyba, że nie uzna go za jakiegoś lunatyka?
Westchnęła, opierając czoło o zimną szybę. Słyszała wiele legend, takich jak ta o bogini losu. Historii o magicznych stworzeniach, pięknych księżniczkach, zaginionych królestwach i artefaktach wielkiej mocy. O bogach, którzy spoglądali z góry na swych wyznawców i swych najwierniejszych czcicieli błogosławili łaską. Jej niańka znała ich na pęczki, bez wahania dzieląc się nimi z dziewczyną. Jak wiele piękna w sobie zawierały. Sprawiały, że marzyła o czymś równie wspaniałym. Pragnęła stać się częścią nich i wiedzieć, że potem to o niej będzie się snuć opowieści.
Gdy podrosła i pierwszy raz wzięła udział w rytuale ku czci Tianezath, straciła cały zachwyt legendami. Kapłani bogini znali inne historie – mroczne i krwawe, przepełnione karą za ludzkie grzechy. To w nich ludzie mieli odwagę sięgnąć po moc bogów i kończyli wykrzywieni. Ich dusze pożerały pycha i żądza zdobycia mocy, wykraczającej poza ich pojęcie. Stawali się potworami – pogrążonymi w wiecznej męce demonami, którym nigdy nie dane było zaznać ulgi.
Emnesia pamiętała, jak bardzo przerażały ją słowa kapłanów. Obawiała się, że ona sama skończy jako demon, samotna i przeklęta. Jej matka to zauważyła i pocieszał ją powtarzając, że historie opowiadane przez kapłanów istnieją tylko po to, by trzymać ludzi w ryzach. "Nie będą nigdy prawdziwe, chyba że w nie uwierzysz" mówiła. "Przyjmuj świat takim, jaki widzisz, a boskie sprawy zostaw bogom. Nie wierz ślepo w słowa, które wymyślił człowiek, choćby zrobił to przed tysiącem lat. Zasieją w tobie strach, a w przerażeniu dasz się pokierować jak ktoś inny zapragnie." Zaufała matce i nigdy potem nie wierzyła żadnym opowieściom o dawnych czasach. Czy to dobrym, czy strasznym.
A teraz Hadres próbował wmówić jej, że legendy są prawdziwe. Że ona jest częścią jednej z nich. Częścią bajki, którą ludzie opowiadali sobie, chcąc poczuć, że ich życie ma jakieś znaczenie. Nie; nie zamierzała go słuchać i wierzyć w cokolwiek jej wmawiał. Bo jeśli to – coś dobrego i pięknego – miało okazać się prawdą, to czemu przerażające historie też nie mogły nią być?
Dlatego unikała Hadresa. I tego dnia i następnego, gdy obudziła się po niespokojnej nocy pełnej snów, których nie pamiętała. Nie należało to do łatwych zadań, bo dom, mimo że niemały, nie dorównywał rozmiarem posiadłości szlacheckiej. Dziewczyna dokładała wszelkich starań, żeby trzymać dystans. Sprawdziła korytarz przed wyjściem z sypialni, żeby na niego nie wpaść, zaś potem opuszczała każde pomieszczenie, do którego mężczyzna zawitał.
Po kilku zmartwionych spojrzeniach Rikki i przyłapaniu Nakis na wywracaniu oczami, poczuła się nieco głupio, ale nie chciała ryzykować rozmowy z Hadresem. Kto wie, co jeszcze próbowałby wmówić jej jako prawdę? Że smoki istnieją? Że północą rządzą ludzie-jaszczury? A może, że co druga wieś zamieszkana jest przez pozbawioną pamięci, dawno zaginioną księżniczkę?
Spędziła ten czas na poznawaniu pozostałych mieszkańców domu i wertowaniu książek w niewielkiej bibliotece Narissy. Rikka okazała się bardzo ciepłą osobą, chętną do pomocy we wszystkim, co sprawiało Emnesii problemy. Podobnie jej mąż, Gorsten, który na pierwszy rzut oka wydawał się surowy, ale tak naprawdę okazał się łagodnym człowiekiem. Oboje opowiedzieli jej o sobie. O tym, jak dawniej mieszkali w Dragsten, służąc w posiadłości Narissy, a po śmierci władcy i rozpętaniu wojny domowej uciekli razem z nią na południe. Nie jako jedyni; kilka innych osób uczyniło podobnie. Większość podążyła za Narissą i tylko kilku nielicznych wybrało własną drogę.
— Pani Narissa zawsze potrafiła zjednać sobie ludzi — stwierdziła Rikka, przygotowując razem z Gorsterem obiad. — Szlachtę mamiła jak nie jeden magik, a tych niższego urodzenia traktowała niczym równych sobie. Czyniła to tak, że niktby nie śmiał jej czego zarzucić.
— Niektórzy próbowali — dodał Gorsten swym ponuro brzmiącym głosem. Pochylał się nad miską ciasta, które mieszał z uczuciem. — Ale niewielu dorównywało jej sprytem i urokiem.
— A mimo to i tak musiała uciekać — dokończyła smutno Rikka.
Nakis była znacznie mniej wylewna od starszej pary. Nie unikała towarzystwa, ale nie próbowała też nawiązywać rozmowy. Gdy o coś się ja spytało odpowiadała zimnym spojrzeniem lub monosylabami. Emnesii zawsze widziała ją czymś zajęta: to czytaniem książek, to pomaganiem w obowiązkach domowych. Czegokolwiek by nie robiła, pochmurny wyraz twarzy nigdy nie opuszczał jej twarzy.
Gdy znudziły ją rozmowy z pozostałymi, zaczęła zwiedzać dom. W samym budynku znalazła liczne, choć niewielkie sypialnie, obszerną kuchnię z miejscem do jedzenia, bibliotekę i zamkniętą pracownia Narissy, do której, jak wytłumaczyła Rikka, nie było wstępu pod żadnym pozorem. Poza wewnętrzną łazienką i siecią rur, ogrzewających wszystkie pomieszczenia, nie zauważyła tu żadnych luksusów. Proste meble, nieliczne dekoracje i ogólnie utylitarny wystrój. Idealnie pasujący do miejsca ukrytego pośród gęstego lasu, daleko od jakiejkolwiek cywilizacji
Na zewnątrz sporo miejsca zajmował drugi budynek – coś na poły stajnia, na poły stodoła. Wewnątrz znajdowało się dużo siana, worków ze zbożem i kilka zagród dla zwierząt. Emnesia wycofała się stamtąd szybko, wypłoszona silnym zapachem obory. Zaraz zajrzała przez wysoki płot do ogrodu. Nie wyglądał imponująco, zapełniony kilkoma rodzajami roślin i licznymi plamami nieobsadzonej ziemi.
W końcu, po kilku długich godzinach unikania, dziewczyna stwierdziła, że przestanie ukrywać się przed Hadresem. Wymagało to zbyt wiele planowania i mnóstwa cierpliwości, której nie posiadała ona zbyt wiele. Nie znaczyło to, że planowała rozmawiać z mężczyzną, ale postanowiła… Tolerować jego obecność.
Ich spotkanie okazało się mniej dramatyczne, niż przewidywała. Drugiego dnia zeszła na śniadanie i nie uciekła z kuchni na widok mężczyzny, jak to zrobiła poprzedniego ranka. Unosząc wysoko głowę zasiadła przy stole i spojrzała na Hadresa z wyzwaniem w oczach. Oklapła nieco, gdy ten tylko skinął jej na powitanie, ale nie odezwał się ani słowem. Po tym dzień rozwijał się w coraz dziwniejszym kierunku; oboje przebywali razem, mijali w korytarzach, siedzieli przy każdym posiłku, ale nie odzywali do siebie ani słowem. Nadszedł wieczór i Emnesia położyła się spać z mieszanymi uczuciami, niepewna, czy sytuacja bardziej ją zdenerwowała czy zaskoczyła.
Kolejnego dnia sytuacja się powtórzyła. Żadnego słowa, ledwo kilka spojrzeń posłanych w jej stronę. Hadres poświęcił całą uwagę albo rozmowom z Rikką i Gorstenem albo na poznawanie Nakis (wyraźnie niechętnej jego dociekaniom). Emnesię ignorował całkowicie.
Również następny dzień tak minął.
— Jeśli chcesz z nim rozmawiać, to powinnaś to zrobić — poradziła Rikka, która z coraz większym niepokojem przyglądała się sytuacji. — Hadres daje ci przestrzeń. Tyle ile tylko potrzebujesz.
Albo wciąż jest wściekły na to, jak skończyła się nasza ostatnia rozmowa, pomyślała z przekąsem Emnesia.
Jednak poszła za radą starszej kobiety i tego samego wieczora odnalazła Hadresa. Mężczyzna przebywał na podwórzu, za oborą, gdzie rąbał drewno. Nie miał już na sobie swojego zwyczajowego kamuflującego stroju, a zamiast tego proste spodnie, koszulę, grubą kamizelkę i parę znoszonych butów. Oddychał ciężko, aż kłęby pary unosił się z jego ust. Wyprostował się, gdy do niego podeszła i oparł siekierę o pieniek.
— Musimy porozmawiać — rzekła mocnym głosem.
Skinął głową i otarł rękawem czoło. Emnesia zamarła pod jego oczekującym spojrzeniem. O czym w ogóle zamierzała dyskutować? Na pewno nie o tej głupiej legendzie, w którą tak wierzył. Nie mogła być prawdziwa, jakkolwiek wiele magii w świecie nie istniało. Nie, o tym nie zamierzała nawet pisnąć. Istniało wiele innych tematów, które powinni omówić. Ich podróż do Zamku Vox. To, że miał nauczyć ją przetrwania w dziczy, a nic z tym nie robił. Również to co się stanie, gdy już dotrą do tego tajemniczego zakonu. Wszystko, tylko nie głupią historyjkę, w którą tak wierzył!
— To, co mi powiedziałeś, to kompletna głupota — rzekła w końcu ostrym tonem. — Nie ma w tym ani trochę sensu. Jak możesz wierzyć, że bogini naprawdę oddała komuś swoją moc? Jak niby…? Jak… — Urwała, biorąc gwałtowny wdech. — Nawet jeśli to zrobiła, to czy ten, ta obdarzona, wybrana, czy nie powinna od początku o tym wiedzieć? I… I jak można zginąć mając moc bogini? Nic tu nie ma sensu. Zupełnie nic, więc nie wiem czemu próbujesz mi to wmówić.
— To jest prawda — odparł ponuro, gdy urwała żeby odetchnąć. — Brzmi nieprawdopodobnie, ale czy połowa tego, co się dzieje na świecie nie jest nie do pomyślenia? W twoim ciele płynie magia, którą możesz przywołać gestem albo słowem, a  jednak uznajesz moje słowa za kompletną głupotę.
— Bo są głupie! — Emnesia skrzyżowała butnie ramiona na piersi. — Czemu tak bardzo ci zależy żebym w to uwierzyła?
— Miejcie litość przodkowie — wymamrotał, trąc wierzchem dłoni o czoło. — Moja własna matka była wybraną. Znałem ją przez piętnaście lat. Miałem wiele okazji, żeby przekonać się, jak wielką posiada moc. Czemu tak bardzo nie chcesz w to uwierzyć? — zmienił temat, mierząc Emnesię spojrzeniem zmrużonych oczu. — Czy aż tak przeraża cię fakt, że moc bogini mogła cię wybrać na…
— Tak! — przerwała mu Emnesia gniewnym głosem. — To jest cholernie przerażające! Legendy powinny pozostać legendami, nie… Nie żywymi ludźmi! — Na wpół odwróciła się w stronę domu, z zamiarem ucieknięcia do środka. Jednak zatrzymała się, zawieszona w niepewności. Hadres zamilkł, spoglądając z zamyśloną miną w las. Czy zastanawiał się nad kolejnymi argumentami za prawdziwością swojej absurdalnej historii? Chyba dość wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie zamierzała w to uwierzyć. Czy nie mógł się w końcu z tym pogodzić i przeprosić za cały ten bezsens?
— Nie uwierzysz mi, cokolwiek bym nie powiedział — rzekł wreszcie. — Ale Narissa może coś wiedzieć. Znać jakiś sposób na udowodnienie istnienia tej mocy. Ona jest magiem, ja tylko zwykłym łowcą. — Sięgnął po siekierę i wyćwiczonym ruchem wyciągnął ją z pieńka. Prychając pod nosem, Emnesia potrząsnęła w milczeniu głową. Wątpiła, żeby Narissa mogła w jakikolwiek sposób ją przekonać. — Poczekamy na jej powrót — ciągnął Hadres. — A do tego czasu zajmiemy się twoim przygotowaniem do podróży.

3 komentarze:

  1. Hejn hej!
    Standardowo zaczne od bledow znalezionych w tekscie ;)
    "Unosząc wysoko głową zasiadła przy stole i spojrzała na Hadresa z wyzwaniem w oczach - głowę
    "Czemu tak bardzo ci zależy żeby w to uwierzyła?" - żebym.

    Więc panna obrażona o możliwość posiadania mocy boskiej obrażona unikała Hadresa. Cóż, jeszcze trochę pracy jej trzeba nad sobą, ale sam fakt, iż to ona podjęła ponowną rozmowę bardzo plusuje! Już kij, że dalej nie wierzy, ale foch aryatokracki ją opuścił i wreszcie przyznała, dlaczego nie chce uwierzyć - z lęku.
    Hadres bardzo ładnie sir zachował czekając cierpliwie, aż dziewczyna dorośnie do kolejnej rozmowy. Widać, jak życie nauczyło go wielu rzeczy. Ja mam nadzieję, że niebawem dowiem się coś na temat jego magicznych tatuaży :D
    Tym czasem niech się panienka weźmie za pracę nad sobą by nie zginąć gdzieś po drodze w dziczy :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emnesii jeszcze sporo zajmie wyrastanie z bycia zadzierającą nosa szlachcianką. I jaka to będzie chwila, gdy zacznie brać życie na klatę. :)
      A Hadres to zdecydowanie uosobienie cierpliwości. Tylko patrzeć, kiedy wybuchnie. ;D

      Usuń
    2. Tylko na to czekam! Jego erupcja wstrząśnie niebem i ziemią :D

      Usuń