12 wrz 2018

Rozdział dwudziesty: Narastający niepokój

Emnesia i Hadres zostali ugoszczeni w ogromnym domu z wszelkimi przywilejami, jakie tylko dało się zapewnić w środku dziczy. Każde z nich dostało oddzielny pokój – niewielki, ale z prawdziwym łóżkiem, na którym leżał gruby materac i wypchana pierzem pościel. Ciepła woda do zmycia trudów podróży była prawdziwym luksusem, który Emnesia wykorzystała natychmiast. Z minimalnym narzekaniem wyszorowała skórę twardym kawałkiem mydła, wzdychając przy tym z tęsknoty za swoją porcelanową wanną. Po tygodniach przedzierania się przez las i pobycie w obozie bandytów, cieszyła się, że ma przynajmniej to, ale wciąż...
Po otrzymaniu suchych choć nadal szorstkich ubrań oboje zostali usadzeni przy stole w kuchni, tyłem do paleniska. Ciepło pieca grzało im plecy, a Rikka ustawiała przed nimi miski z gęstym, aromatycznym gulaszem i kazała im jeść.
— Pani Narissa wyruszyła kilka dni temu na zwiad na północne kresy — rzekła starsza kobieta. Wszyscy siedzieli przy stole, nowo przybyli po jednej stronie, pozostała trójka Rikka, Nakis i mężczyzna, który przedstawił się jako Gorster po drugiej. — Doszły nas wieści o tragedii w jednej z górskich osad. Nikt nie wie, co dokładnie się stało; chodzą tylko plotki. Ludzie są przerażeni. Nasza pani chciała na własne oczy zobaczyć co się stało. Będziecie musieli poczekać z rozmową do jej powrotu.
— W tej chwili nigdzie nam się nie śpieszy zapewnił Hadres, ściskając dłoń Rikki i wywołując tym jej czuły uśmiech. Co takiego się wydarzyło na północy?
— Mówią, że jakaś bestia zaatakowała jedną z osad i zabiła wszystkich mieszkańców podjęła Nakis, gdy starsza kobieta zamilkła, blednąc gwałtownie. Emnesia przerwała łapczywe pochłanianie swojej porcji gulaszu, żeby spojrzeć na ściągnięte w niepokoju twarze zebranych. Przełknęła kęs, ostrożnie wycierając usta chustką otrzymaną razem z ubraniem.
— Bestia? zapytała głucho. Jaka bestia mogłaby zabić całą osadę ludzi?
— Żadna bestia, tylko bandyci stwierdził ponuro Gorster. Ludzie i ich wymysły…!
— O tej porze roku? przerwała Nakis, krzyżując ramiona na piersi. Zbliża się zima. Bandyci już dawno powędrowali na północ.
— Nie wszyscy, najwyraźniej wytknął Gorster. Prędzej uwierzę, że to ich sprawka, niż że po krainach krążą bestie.
— Póki pani Narissa nie powróci, nie ma sensu tego roztrząsać wtrąciła Rikka, spoglądając po dwójce z dezaprobatą. A wy dwoje jedzcie, zanim wszystko ostygnie dodała, zwracając się do Emnesii i Hadresa. I mówcie, jeśli będziecie chcieli dokładkę. Albo coś innego! Mam jeszcze dużo mięsiwa i pieczonych warzyw…! Poderwała się od stołu, wymieniając każdy inny posiłek, jaki mogłaby im przygotować. Nie słuchała protestów Hadresa, gdy ten zapewniał, że to, co dostali, na pewno im starczy.
Emnesia w milczeniu dokończyła swoją porcję, rozmyślając o usłyszanych wieściach. Gdzieś po krainach krążyła bestia zdolna wymordować całą osadę – i tak, dziewczyna uwierzyła w słowa Nakis bardziej niż zapewnienia Gorstera. Brzmiały nieprawdopodobnie – żadne zwierzę, spośród wszystkich krążących po świecie, nie byłoby zdolne do tak strasznego czynu – ale było w nich coś… Prawdziwego. Jakiś instynkt, jakiś wewnętrzny głos, podpowiadał Emnesii, że powinna w to bezwzględnie uwierzyć.
Pośród najgłębszych ciemności czaiło się coś znacznie mroczniejszego. Czekało, szukało, sięgało długimi rękami...
Drgnęła, czując na ramieniu dotyk dłoni. To Hadres pochylał się nad nią, z zaniepokojoną miną – i kiedy zdążył wstać? Rozejrzała się i zamrugała w zaskoczeniu, widząc, że pozostali się rozeszli.
— Powinniśmy wypocząć — rzekł mężczyzna, obserwując ją uważnie. — Wszystko w porządku? Przez chwilę zdawałaś się być gdzieś daleko stąd.
— Oczywiście, że tak — odparła, odtrącając jego dłoń. Podniosła się z krzesła, zostawiając swój posiłek niedojedzony. — Rzeczywiście, przydałoby mi się trochę snu. Padam z nóg. Myślę, że zasnę na co najmniej kilka dni.
— Po takiej podróży bez wątpienia. Mam jednak nadzieję, że potrwa to trochę krócej. Wciąż chciałbym omówić z tobą kilka ważnych spraw. Wolałbym nie odkładać tego za długo.
— Jeśli tak twierdzisz. — odparła, przewracając oczami. Głupi uśmiech rozjaśniał twarz Hadresa, sprawiając, że mężczyzna był jeszcze bardziej przystojny niż zwykle, ale... No cóż, to wciąż  był głupawy uśmiech.
Razem ruszyli do wyznaczonych im sypialni. Rozstali się na korytarzyku na piętrze i w końcu mogła położyć się na prawdziwym łóżku nie doskonałym, nic nie równało się z jej własnym łożem, ale dość dobrym. Westchnęła głęboko, układając się na świeżej pościeli. Spanie na cienkich siennikach i kocach mogło nieco obniżyć jej standardy. Jednak nikt nie musiał wiedzieć, że uznała prostą pryczę za wygodną. Tylko ona i ta głupia, miękka poduszka i cholerna, ale zaskakująco ciepła kołdra i jeszcze ten...
Leżąc w suchym i komfortowym posłaniu, Emnesia bardzo szybko odpłynęła w sen.
***
Niebo zakrywała szczelna kurtyna chmur, a gwałtowny wiatr szarpał ubraniami. Wokół rozciągało się mroźne pustkowie, wznoszące się i opadające w ostrych formacjach skał i lodu. Zimno przedzierało się bezlitośnie przez nawet najcieplejsze materiały, niczym palce niewidzialnej bestii, bezlitośnie szczypiące delikatną skórę.
Oddech Emnesii buchał przed nią gęstą parą przy każdym gwałtownym oddechu dziewczyny. Krzyk powoli narastał jej w uszach, gdy stała pośród tej pustki – pozbawionej wszelkiego życia, czy to rośliny, czy zwierzęcia. Przełknęła ślinę, obracając się gwałtownie i gorączkowo próbując znaleźć źródło hałasu. Czuła w piersi ból, tym większym i głośniejszy stawał się wrzask. Rosnący powoli do agonii, do białego inferno, pochłaniającego ciało i duszę.
Sięgnęła sztywnymi palcami, zakrzywionymi niczym szpony, próbując znaleźć źródło cierpienia. Usunąć je, uleczyć. Jednak siły ją opuściły i zamarła z na wpół uniesionymi ramionami. Coraz głośniejszy krzyk przekształcił się w słowa, pełne boleści tak wielkiej, że kolana się pod nią ugięły.
— Emnesia! — rozbrzmiewało wokół niej. Raz za razem, echo głosu, który znała tak długo, jak daleko sięgała jej pamięć.
— Ojcze! — jęknęła w odpowiedzi i ruszyła w jego stronę. Każdy krok zdawał się trwać wieczność. Ból, zmęczenie, niewidzialny ciężar na ramionach – wszystko ciągnęło ją ku ziemi, zaciskało wokół niej niczym imadło. Ojcze!
Z wrzaskiem poderwała się z posłania i szarpnęła, próbując uwolnić ramiona z uścisku. Dopiero po kilku sekundach bezsilnej szamotaniny zrozumiała, że to koc obejmuje ją tak ciasno. Zamarła, dysząc ciężko i mrugając, by pozbyć się łez z oczu. Powoli wydostała się z pościeli i usiadła na brzegu łóżka, ocierając twarz rękawem koszuli. Serce waliło jej gdzieś w gardle i każdy oddech przychodził z trudem. Sapała ciężko, zgięta w pół, drżąc gwałtownie.
— O bogini wymamrotała, chwytając włosy w garść i wtulając twarz w przedramię. Tej nocy nie zdołała już zasnąć.

2 komentarze:

  1. Pierwszy koszmar od czasu napadu? Czy pierwszy tak duszący?
    Może bestią jest Adish? A raczej jakiś magiczny zwierz spod jego ręki? Bo na pewno nie bandyci i chyba nie armia Adisha, która zniszczyła ród Emnesii? Choć przez chwilę tak pomyślałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie zdradzę, co to za bestie, bo za kilka rozdziałów się okaże - przynajmniej częściowo. ;)
      A Emnesia ze swoimi snami dopiero się rozkręca.

      Usuń