8 wrz 2018

Rozdział dziewiętnasty: Dom na skraju świata

Posiadłość stała w prześwicie między drzewami, wysoka na dwa piętra i solidna jak góry, przy których została wzniesiona. Ściany parteru zrobione zostały z częściowo porośniętych mchem kamieni, zaś dwóch górnych pięter z drewnianych bali. Światło słońca – tak rzadko widywanego w tych okolicach – zalewało budynek i otaczającą go łąkę. Bluszcz i mech pięły się po domostwie aż pod stromy dach, na szczycie którego dało się dostrzec komin z obracającym powoli, metalowym wiatrowskazem.
— Tędy. — Hadres poprowadził Emnesię ku wyłożonej kocimi łbami ścieżce. Okrążyli posiadłość, by odkryć że za nią stoi inny, niższy i dłuższy budynek. Zaraz obok niego znajdował się spory, otoczony wysokim płotem ogród. Kilka metrów dalej na gałęziach dwóch drzew spoczywał kij, na którym zawieszono ciężkie futra. Trawa wokół posiadłości wyglądała na niedawno skoszoną – mocny kontrast do leśnych chaszczy.
— Wygląda inaczej niż się spodziewałam — stwierdziła Emnesia, zadzierając głowę na górujący nad nimi budynek. Hadres zaśmiał się, wbiegając lekkim krokiem na prowadzące do wejścia schody.
— Chyba nie myślałaś, że Narissa mieszka w jakiejś chałupce na pustkowiu? Z krzywymi okienkami, wygiętym dachem i ścianami z gliny?
— Oczywiście, że nie. — Emnesia dokładnie tak to sobie wyobrażała. — Wygląda pusto. Ktoś tu w ogóle jest?
— Bez wątpienia. Od kiedy tylko pamiętam ten dom nigdy nie pozostawał bezbronny. Zawsze pilnowany przez przynajmniej jednego obrońcę.
Stanęli przed drzwiami z niewielką kołatką po środku. Potrząsając ramionami, jakby w próbie rozluźnienia, Hadres chwycił ją i zastukał energicznie. Głuchy łomot okazał się głośniejszy niż Emnesia przewidywała. Echo zawisło na chwilę w powietrzu, gdy oboje wstrzymali oddech.
— Wyglądasz nerwowo — mruknęła dziewczyna do kołyszącego się na piętach towarzysza. Ten wzruszył ramionami i potarł dłońmi o spodnie.
— Czuję się nerwowo — przyznał. — Długo mnie tu nie było. Pięć pełnych lat, jeśli nie więcej. Tak wiele mogło się zmienić. Tyle zdarzyć… -
Emnesia zmarszczyła nos, po czym wzruszyła ramionami. Podejrzewała, że mogło to coś dla niego znaczyć. Ona sama nigdy nie rozstawała się z najbliższymi na dłużej niż miesiąc, czasem dwa – gdy rodzice wyruszali w dalsze podróże. Nie wędrowała po świecie, nie przenosiła się w nowe miejsce, nie żegnała z nikim, kto mógłby to zrobić. Toczyła spokojne życie, pośród wygód i luksusu. Pozbawione nagłych zmian i rozstań – przynajmniej do czasu ataku.
Podskoczyła, gdy drzwi otworzyły się bez żadnego ostrzeżenia. Stanęła w nich kobieta niezbyt wysoka, odziana w prostą, niebieską suknię i praktyczne buty. Skórę miała tak ciemną, że Emnesia i Hadres wyglądali przy niej jak blade upiory. Wyglądała nietypowo, lecz tym, co najbardziej rzucało się w oczy, była jej niezwykła uroda: pełne usta, ciężkie powieki i perfekcyjnie gładkie policzki.
— Kim jesteście? — zapytała, spoglądając po nich chłodnym wzrokiem. — Jak znaleźliście to miejsce?
— Jestem Hadres — przedstawił się mężczyzna, kładąc dłoń na piersi. — Moja towarzyszka to Emnesia z rodu Valrel. Przybywamy tu w pokoju, szukając schronienia. Narissa mnie zna, jestem jej przyjacielem.
— Doprawdy? — Nieznajoma nie wyglądała ani trochę przyjaźniej. Nawet nie drgnęła na wspomniane imię. — Słyszałam o Hadresie, ale skąd mam wiedzieć, że się pod niego nie podszywasz? Potrafisz to jakoś udowodnić?
— Oczywiście! — Mężczyzna pokiwał gorliwie głową i zaczął ściągać wierzchnie ubranie. Emnesia uniosła brwi, przyglądając się temu w milczeniu. Kamuflujący płaszcz, plecak i gruba kurtka wylądowały bezładnie na schodach. Tuniki i kamizelki nie ściągnął, zamiast tego podwijając rękawy tej pierwszej aż po łokcie. Powoli odsłonił przedramiona, ukazując znaczące je ciemne tatuaże. Linie układały się w poskręcany wzór, który zdawał zmieniać się przy każdym ruchu. Dopiero po chwili Emnesia zrozumiała, że to nie zwykła iluzja optyczna – kształty naprawdę poruszały się po skórze!
Nieznajoma nachyliła się, żeby z bliska spojrzeć na tatuaże.
— Hmm — mruknęła, mrużąc oczy. — O tym też słyszałam. Wygląda autentycznie. — Nie przestała spoglądać na nich podejrzliwie, ale odsunęła się, robiąc przejście. — Możecie wejść.
Hadres pospiesznie zebrał swoje ubranie i plecak, po czym pośpieszył za Emnesią, która już wkroczyła do środka. Znaleźli się w podłużnej sieni, gdzie nieznajoma nakazała im zostawić okrycie wierzchnie i obuwie. Pomieszczenie było przyjemnie ciepłe i nawet Hadres odetchnął z ulgą, gdy drzwi zamknęły się za nimi z trzaskiem. Odpiął pas z mieczem i oparł broń o jedną ze ścian, po czym razem z Emnesią zaczęli zawieszać swoje ubrania na solidnym wieszaku.
— Nie powiedziałaś, jak się nazywasz — wytknęła dziewczyna, rozglądając się po wnętrzu. Zaraz obok drzwi znajdowały się zakręcone schody, prowadzące na piętro; drewniane stopnie i poręcz nosiły wyraźne ślady zużycia. Widoczne z zewnątrz kamienne ściany tutaj zostały pokryte chropowatym tynkiem. Jedną z nich zdobił barwny arras przedstawiający scenę z polowania. Wątłe światło wpadało przez jedyne okno, ale to świece w niskim żyrandolu rozświetlały wnętrze.
— Nakis — przedstawiła się kobieta, nieco mniej zimnym głosem. — Chodźcie za mną.
Po czym poprowadziła ich korytarzem do kolejnego pomieszczenia. Znaleźli się w niskiej kuchni, jeszcze cieplejszej niż sień i wypełnionej zapachem jedzenia. Emnesii aż ślina napełniła usta, gdy dziewczyna odetchnęła głęboko. Świeżo pieczony chleb, mięso, warzywa… Już dawno nie czuła tak bogatych aromatów.
W pomieszczeniu spotkali dwie inne osoby, zaabsorbowane przygotowywaniem posiłku – kobietę i mężczyznę w podeszłym wieku. Oboje poderwali głowy znad swoich zajęć, żeby zobaczyć kto idzie.
— Oto Hadres i jego towarzyszka, Emnesia z rodu Valrel — przedstawiła Nakis, zanim ci zdołali o cokolwiek zapytać. — Przybyli w poszukiwaniu schronienia. Twierdzą, że są przyjaciółmi Narissy…
— Jak najbardziej nimi są! — przerwała jej kobieta. — Hadres, dziecko drogie! Pamiętasz mnie jeszcze? Ach, wchodźcie, wchodźcie. Mizernie wyglądacie! Zaraz dam wam coś do jedzenia…
— Rikka, spokojnie. — Hadres zrobił krok w stronę rumianej kobiety i chwycił ją za ramiona, powstrzymując gorączkową krzątaninę. Jego uśmiech poszerzył się, gdy z westchnieniem poklepała go po policzku. — Oczywiście, że cię pamiętam. Nikt inny nie przemycał mi tylu słodyczy po jedzeniu, co ty.
— Dla takiego dobrego chłopaka, jakże by inaczej? Rikka przyciągając go w czuły uścisk. Tyle lat minęło, kiedy ostatnio cię widzieliśmy. Jak to dobrze, że wreszcie wróciłeś.
— Bardzo dobrze — rzekł starszy mężczyzna, towarzysz Rikki. — Ale czemu wracasz tak nagle, chłopcze?
Uśmiech Hadresa przygasł. Spojrzał przez ramię na Emnesię i dziewczyna poruszyła się niespokojnie, gdy wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę.
— O tym musi usłyszeć Narissa.


2 komentarze:

  1. No więc dotarli do celu. Tatuaże Hadresa muszą robić furorę! Niczym wijący się wąż jak w znaku Śmierciożerców :D
    Dom robi furorę w takim surowym klimacie. Aj jak sama bym chciała mieć taki, a nie wśród innych domów w pobliżu kościoła 😏.
    Pod koniec tekstu zgubiły Ci się pauzy, świecą myślniki ;) W wypowiedzi Rolki.
    Czy mi się zdaje czy poprzedni był ciut dłuższy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie wciąż nie dotarli do Zamku Vox, ale gdzieś odpocząć trzeba. A co do domu, to jak się już ukrywać, czemu nie w wypasionej chacie? :)
      No co by nie robić, czasem nie wyłapie się wszystkich myślników. A rozdział poprzedni rzeczywiście był dłuższy.

      Usuń