1 wrz 2018

Rozdział siedemnasty: Nowa droga

Długo szli nim Hadres stwierdził, że znaleźli się w bezpiecznej odległości od bandytów i żołnierzy. Zatrzymali się pośród gęstych zarośli. Emnesia, obolała i głodna,  z głośnym jękiem opadła przy jednym z drzew. Marudząc pod nosem wyciągnęła przed siebie nogi i skrzywiła się, czując tępy ból promieniujący między łopatkami. Miała nadzieję chociaż na chwilę zapomnieć o niedogodnościach. Marszu przez zarośla, co chwile szarpiące ją za włosy i ubranie. Stopach otartych przez obuwie. Zadrapaniach na dłoniach spowodowanych przechodzeniem nad zawalonymi pniami. I chmar owadów, gotowych albo ją pogryźć albo wpaść w oko lub do nosa.
Podróż przez las nie była łatwa.
W przeciwieństwie do niej, Hadres nawet nie przysiadł. Zamiast tego zaczął grzebać przy pasie i w licznych kieszeniach. Z każdą chwilą wydawał się coraz bardziej sfrustrowany, aż w końcu z westchnieniem opuścił ręce.
— Coś się stało? — zapytała, spoglądając na niego zmęczonym wzrokiem. — Coś zgubiłeś?
— Nie. Po prostu… Zdaje się, że zużyłem całą magię na ściągnięcie żołnierzy do obozu bandytów. Teraz musimy sobie radzić bez niej.
— Zużyłeś magię? Zaraz, zaraz… Żołnierze w lesie to twoja sprawa? Nie, czekaj... — Potrząsnęła głową. — Magia. Jak można zużyć magię?
— Jeśli nie urodziłaś się z magią, to można. Skończyły mi się zaklęte figury. Mogłem być trochę zbyt entuzjastyczny w ich używaniu. — Uśmiechnął się krzywo i rozłożył bezradnie ramiona. — Ale nie martw się. Damy sobie radę.
— Nie martwiłam się dopóki nie kazałeś mi się nie martwić! - rzuciła ze skwaszoną miną.
— Lepiej chodźmy. Znajdziemy jakieś bezpieczne miejsce na postój i wtedy porozmawiamy.
Z jękiem protestu wstała z ziemi – całkiem wygodniej, jakby ktoś ją zapytał – i kulejąc, ruszyła za Hadresem. Znalezienie kryjówki zajęło im dużo czasu. Emnesia zataczała się co krok i gdyby nie otaczające ich zewsząd drzewa, to nie miałaby o co się oprzeć. Nawet nie zauważyła, że zbliżają się do ukrytej między zaroślami kotliny. Dopiero gdy ziemia pod jej stopami zaczęła gwałtownie się nachylać, dziewczyna wyrwała się z półsennego otumanienia.
— Mogłeś mnie ostrzec! — syknęła, machając ramionami dla zachowania równowagi. Dłoń Hadresa zacisnęła się na jej ramieniu, ratując przed upadkiem i zjechaniem w dół nachylenia.
— Wybacz. Już niedaleko i będziesz mogła odpocząć.
Złorzecząc pod nosem, dała się poprowadzić przez zdradliwy teren. Teraz bardziej czujna, przekrzywiła głowę nasłuchując. Czy zdawało jej się, czy słyszała szum wody? Jakby gdzieś niedaleko znajdował się strumień. Może to tylko zmęczenie i kilka dni bez porządnej kąpieli sprawiały, że doznawała dziwnych halucynacji?
Nie, z głową miała wszystko w porządku. Gdy tylko przedarli się przez gęstwinę, ich oczom ukazała się szeroki potok. Woda płynęła głębokim korytem, wijąc się po stoku i spływając wartko między drzewami. Lśniła w słońcu niczym najdroższe diamenty i śpiewała do Emnesii, przywołując ją ku sobie.
— O bogini, muszę się wykąpać! — zawołała dziewczyna, szarpiąc za ubranie. — Nie masz pojęcia jak bardzo o tym marzyłam! — Zamarła, rzucając swojemu towarzyszowi znaczące spojrzenie.
— W takim razie ja sprawdzę okolicę — oświadczył szybko Hadres. — I znajdę coś do jedzenia. Nie oddalaj się stąd, żebym mógł cię potem znaleźć. — Jeszcze odstawił na ziemię ukryty pod płaszczem plecak, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął pośród drzew.
Emnesia ściągnęła niezdarnie buty i rzuciła je na bok. Pośpiesznie zdzierała z siebie kolejne fragmenty ubrania, nie bacząc na to, gdzie opadają. Przekuśtykała do strumienia i ostrożnie zanurzyła w nim stopy. Sapnęła głośno na zimno. Przez chwilę stała przy brzegu, drżąc i przyzwyczajając się do temperatury. W końcu zacisnęła zęby i powoli zaczęła wchodzić głębiej. Z każdym krokiem woda wydawała się trochę mniej lodowata, a bardziej kojąca.
Wyszorowała dokładnie skórę i przemyła kilka razy włosy. Nie równało się to z prawdziwą kąpielą, gdy używała aromatycznych olejków i mydeł, jednak zmywając z siebie brud, wzdychała z głęboką ulgą.

Wyszła z wody, trzęsąc się i szczękając zębami. Nawet nie spojrzała na swoje brudne ubranie, zamiast tego kierując się do plecaka Hadresa. Tam znalazła parę spodni i tunikę – obie rzeczy za duże na nią, ale czyste i wygodne. Skrzywiła się, naciągając na siebie szorstki strój. Materiał i krój dawały wiele do życzenia, lecz wątpiła, żeby w dziczy zdołała znaleźć cokolwiek lepszego. Spięła je pasem, po czym naciągnęła na nogi własne buty i zarzuciła na ramiona płaszcz. Brudne rzeczy zwinęła ciasno i odłożyła na bok, nie wiedząc, co z nimi zrobić.
W plecaku Hadresa znalazła suszone owoce, których garść natychmiast wpakowała do ust. Ich smak okazał się znacznie lepszy niż przewidywała. Siadła przy strumieniu, przeżuwając szybko i wpatrując się w płynącą wartko wodę. Odgarnęła ociekające włosy na bok, oparła przedramiona na kolanach i wsłuchała się w odgłosy lasu. Dzikie zwierzęta hałasowały gdzieś w oddali, a drzewa szumiały łagodnie. Westchnęła, próbując rozluźnić spięte ramiona i wiedząc, że tak daleko od domu, w samym środku lasu nigdy jej się to nie uda. Jako córka szlachcica nigdy nie musiała podróżować w takich warunkach. Z ledwie jednym towarzyszem, który był tylko tym towarzyszem a nie sługą gotowym paść do stóp. Bez świty straży, wygodnej karocy i pysznego jedzenia, gotowego na każde zawołanie. Matki, która nalegała, by guwerner prowadził swe lekcje nawet w drodze. Ojca, zawsze czytającego niekończące się stosy listów i raportów.
Nagły szelest wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się szybko w stronę odgłosu i odetchnęła, gdy spomiędzy zarośli wyłonił się Hadres. Uśmiechnięty szeroko mężczyzna uniósł trzymane w dłoni dwa spore króliki.
— Dzisiaj będzie uczta! — oświadczył wesoło.
Szybko zabrali się za przygotowywanie obozu w akompaniamencie narzekań Emnesii, na to, że musi coś robić i już wkrótce nieopodal strumienia płonęło niewielkie ognisko, nad którym piekło się oprawione przez Hadresa mięso. Powietrze wypełnił zapach przypraw, którymi mężczyzna szczodrze doprawił potrawę. Emnesia przełykała co chwilę ślinę, niecierpliwie czekając, kiedy będzie mogła zjeść. Słońce zaczęło chylić się nad horyzontem, zanim mężczyzna oświadczył, że już gotowe. Dziewczyna rzuciła się na swoją porcję, ledwo zwracając uwagę na gorąco.
— Kolejne kilka dni może być trudne — rzekł w pewnej chwili Hadres. Sam jadł o wiele wolnej, ostrożnie oskubując kości z mięsa. — Idziemy na południe; będzie coraz zimniej. Większość zapasów musiałem porzucić razem z końmi, więc jesteśmy skazani na własne nogi i cóż… Polowanie, głównie.
Emnesia wyprostowała się znad swojego królika, przełykając z trudem i ostrożnie ocierając usta kłykciami.
— Ale potem dotrzemy do tej twojej przyjaciółki? I będziemy bezpieczni?
— Tak. — Hadres pokiwał głową. — Narissa jest godna zaufania. Mieszka w miejscu, na które nie można natknąć się przypadkiem. I wie jak unikać kłopotów.
— Czyli musimy tam iść — skwitowała Emnesia. — Bo jak zostaniemy tutaj, to będzie gorzej, tak? — Westchnęła, gdy mężczyzna przytaknął. — Cóż, myślę, że nie mam nic przeciwko kilku dniom trudnej podróży. Jeśli to oznacza, że będę mogła wreszcie spać na prawdziwym łóżku. I że nie spotkamy już więcej żadnych bandytów.
— Już o to się postaram — zapewnił Hadres.


3 komentarze:

  1. Hej, jestem ciekawa tej przyjaciółki Hadresa. Akcja coraz bardziej się rozkręca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Musiała się czuć potwornie brudna skoro wlazła w lodowata wode! Ja to bym się myła przy brzegu szczekając zębami xD Głowę owszem wsadzę do lodowatej wody, w końcu spłukuje odżywki taka woda, z resztą taka lodówka dobrze zamyka łuski włosa ;) tylko jak tu dobrze włosy umyć gdy wcześniej nie zaznały ciepłej kąpieli (by otworzyć te łuski).
    Dziewczyna bez krępacji odziewa się w nie swoje ciuchy, no, no. Nawet chłopak nic nie mówi, nie przeszkadza mu, iż właśnie stracił parę czystych ubrań? :P (Tak, wiem czepiam się :p) Ja bym kazała wyprać jej brudu i potem moje odzienie by później oddac, taka jędza hahaha.
    Nie ma to jak od rozpieszczonej dziewoji usłyszeć, że ziemia jest wygodna :D Oczywiście kibicuję jak największym niedogodnościom :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, raczej bardzo głęboko nie weszła, a potrzeba umycia się była silniejsza od niechęci do zimna. W końcu dla Emnesii wygląd miał ogromne znaczenie. I bez wątpienia, gdyby ktoś kazał jej coś robić, nie zostawiłaby na nim suchej nitki. Nawet na wybawcy. ;)
      A po długim marszu każde miejsce, w którym da się usiąść, nagle robi się najwygodniejszym siedzeniem świata. :D
      A niewygody spotkają ją najróżniejsze, to obiecuję.
      Pozdrawiam

      Usuń