27 sty 2019

Rozdział trzydziesty dziewiąty: Świat po drugiej stronie

Dłonie Emnesii trzęsły się, gdy uniosła je przed sobą i złożyła delikatnie nie jak do modlitwy, ale jakby nabierała wody. Nie zamykała oczu. Wokół panowała ciemność tak głęboka, że dziewczyna nie dostrzegała nawet tego, co znajdowało się tuż przed nią. Oddychając płytko, zaczęła mamrotać słowa inkantacji. Po kilku sekundach przerwała, łapiąc haustem powietrze, lecz zaraz kontynuowała. I po chwili znowu. Wypluwała każde kolejne słowo, tym gwałtowniej im mocniej zaciskało się jej gardło. Czuła łzy zbierające się w kącikach oczu i spływające ciężkimi kroplami ku ziemi.
To moja wina, krążyło jej po głowie. To wszystko moja wina. Zostałam wybrana przez boginię, a w nią nie wierzę. Teraz inni cierpią. Przeze mnie.
Przygryzła wargę, próbując powstrzymać cisnący się na jej usta szloch. Opuściła dłonie, by objąć się ciasno ramionami. Drżała, nie wiedząc czy z zimna, czy przez ściskające jej wnętrzności uczucie. Ledwo dostrzegała, jak Antessa porusza się pod nią nerwowo, parskając i kręcąc się, jakby w każdej chwili miała pogalopować tunelem.
Drgnęła, dostrzegając, że w tunelu robi się coraz jaśniej. Ciepły blask rozlał się powoli po ścianach, przy akompaniamencie ciężkich kroków.
Gdzie jest Nakis? usłyszała szorstki głos Bardura.
Wyprostowała się, czując jakby ktoś zdjął jej z serca wielki ciężar. Mężczyzna wpatrywał się w nią spod zmarszczonych gniewnie brwi. W dłoni trzymał długi kawałek łuczywa, na końcu którego tańczył niewielki płomień. Nie wyglądał stabilnie i nawet Emnesia wiedziała, że nie starczy na długo.
— Nie wiem — odparła zduszonym głosem.
Bardur przystanął obok Antessy i uspokajającym gestem pogładził klacz po pysku. Ta przysunęła się do niego, jakby szukając otuchy.
Musimy ją czym prędzej dogonić oświadczył. Obawiam się, że nie uciekliśmy przed niebezpieczeństwem.
— C-co takiego? — wyjąkała Emnesia.
— Zwalisko przy kwaterze strażników to nie przypadek. Brak zaklęć na ścianach, który dostrzegłyście – człowiek, nie upływ czasu.
— Kto taki…?
— Dobrze wiesz, kto to zrobił. Ponura twarz Bardura jeszcze bardziej pociemniała. Uciekliśmy przed wrogiem tylko po to, żeby wpaść mu prosto w ręce. Nakis nie powinna się od nas oddzielać dodał, niemal warcząc. Chwycił lejce Antessy i ruszył szybkim krokiem do wyjścia z kopalni.
— Żołnierze Adisha są przed nami? zapytała Emnesia słabym głosem. — To oni, tak?
Tak to wygląda - odparł po krótkiej chwili Bardur. Ramiona miał spięte, dłoń zaciskał kurczowo na głowicy miecza. Spojrzał za siebie i przez chwilę wydawało się, że chce powiedzieć coś jeszcze, lecz potrząsnął głową i bez słowa szedł dalej.
Przeszli kilkanaście kroków, zanim musiał wyciągnąć drugi kawałek łuczywa. Pierwsze niemal się wypaliło, ledwie zdążył podpalić nim nowe. Przez chwilę Emnesia przyglądała się temu bez słowa, po czym uniosła dłonie na wysokość twarzy.
Może w końcu się uda, pomyślała. Zamknęła oczy, przywołując w myślach obraz słońca. Niewyraźny; przyćmiony wszechobecnym mrokiem. Drżącym głosem zaczęła wypowiadać słowa inkantacji. Przerywała co chwilę, by zaczerpnąć gwałtownie powietrza, lecz nie poddawała się.
Jeszcze nie.
Słyszała jak Bardur przeklina pod nosem, za każdym razem gdy ogień sięgał jego palców. Rytmiczny stukot kopyt brzmiał ogłuszająco, potęgowany dziwną akustyką tunelu. Z każdym krokiem zimno narastało, coraz bardziej gryzące. Wiatr przesuwał się po twarzy, niczym lodowata, bezcielesna dłoń.
Wiatr szepnęła Emnesia, otwierając oczy. Zamrugała, dostrzegając, że tunel wygląda jaśniej, niż powinien w świetle niewielkiego płomienia. Ściany były gładkie, droga nie tak zrujnowana.
Na wprost zobaczyła oślepiającą plamę bieli.
Wyjście z kopalni!
Poruszyła się gwałtownie, niemal unosząc w siodle. Serce zabiło jej mocniej i poczuła się tak lekko, jakby lada chwila miała ulecieć w powietrze. Spojrzała niecierpliwie na Bardura, lecz ten zignorował ją i nie przyśpieszył kroku. Otworzyła usta, żeby go popędzić, lecz zaraz zamknęła a jeśli zagadany spowolni jeszcze bardziej?
Każdy metr dzielący ich od wyjścia, wydawał się wiecznością. Antessa parskała głośno i strzygła uszami, równie podekscytowana co Emnesia. Dziewczyna ze współczuciem klepała ją po szyi. Ja też chcę już wyjść z tego podziemnego koszmaru.
Górskie powietrze smakowało słodko, niczym łyk doskonałego wina. Świeże i czyste. Oszałamiająco orzeźwiające. Coś pięknego, myślała Emnesia. Lodowaty wiatr muskał jej twarz, szarpał splątanymi włosami. Palce i usta natychmiast zdrętwiały, lecz uśmiechała się szeroko, bez mrugnięcia patrząc w coraz wyraźniej widoczny krajobraz.
Nagle Bardur warknął głęboko. Szarpnięciem zatrzymał konia i dobył miecza. Łuczywo opadło na ziemię i zaraz zgasło, pogrążając ich w półmroku.
— Co ty wyprawiasz…!? — zaczęła Emnesia, ale urwała, słysząc szybkie kroki. Ktoś biegł w ich stronę.
Mężczyzna postąpił naprzód, unosząc broń, by zaraz ją opuścić. Błysnęło słabe światło i oboje ujrzeli znajomą twarz.
— Nakis, na litość przodków…
Kobieta przystanęła przed nimi, oddychając ciężko i przyciskając wolną dłoń do brzucha. Oczy miała szeroko otwarte, a twarz chorobliwie poszarzałą. Wyglądała, jakby zobaczyła upiora – jakby sama była jednym.
— Zanim zaczniecie... cokolwiek wydyszała, pochylając się i odgarniając niecierpliwie opadające na twarz włosy muszę wam powiedzieć… Tam na zewnątrz… Urwała, przyciskając na chwilę dłoń do ust. Zaraz poruszała nimi, jakby nie mogła znaleźć słów.
— Co zobaczyłaś? zapytał Bardur, robiąc krok w jej stronę i pochylając się, by móc spojrzeć jej w oczy. Bestie? Wrogich żołnierzy?
Potrząsnęła gorączkowo głową.
— Żołnierze, tak, ale… Skrzywiła się okropnie, po czym chwyciła ramię mężczyzny. Oni nie żyją. Nie ma tam nic… Nic żywego.
Brwi Emnesii podskoczyły wysoko na czole.
— Nie żyją powtórzyła piskliwym głosem.
— Tak, nie żyją! krzyknęła Nakis, podrywając głowę, by rzucić pełne ognia spojrzenie. Przed kopalnią są trupy. Nic tylko ruiny i góry i te wszystkie trupy!
— To nie brzmi jak pułapka wymamrotała Emnesia, unosząc dłoń do skroni.
— Czy ty jesteś opóźniona…?! - zaczęła Nakis wściekłym tonem, lecz Bardur jej przerwał.
— Nie czas na to. Muszę to zobaczyć. Te trupy.
Schował miecz i, rzuciwszy Nakis wodze Antessy, pośpiesznie ruszył ku wyjściu. Ostatnie kilkanaście metrów pokonali w gorączkowo, jakby gnały ich bestie najgłębszych otchłani. Wypadli na ośnieżoną, górską drogę. Pierwsze co dostrzegła Emnesia to kolejne ruiny – na wpół zdemolowane, na wpół spalone. Coś na nich wisiało.
Ludzkie zwłoki.
— Na Tianezath jęknęła, zakrywając obiema dłońmi usta. Żołądek przewrócił się jej nieprzyjemnie, żółć podeszła do gardła.
— Jaka bestia mogła to uczynić usłyszała jak przez mgłę głos Bardura.
Mężczyzna ruszył ku najbliższej ruinie, zadzierając głowę na to, co tam wisiało. Ciało - rozłupane, otwarte szeroko, zbezczeszczone. Emnesia wlepiła wzrok w plecy mężczyzny. Oddychała nierówno i próbowała nie patrzeć w górę. Dreszcze przeszywały jej ciało, mięśnie zaciskały się w bolesnych spazmach. Mdlące uczucie promieniowało gdzieś ze środka brzucha wprost do ściśniętego gardła.
Jaka bestia…?
Obok niej Nakis przywarła do boku Antessy. Pochyliła głowę i szeptała coś gorączkowo. Zbyt cicho, by dało się zrozumieć.
Po chwili Bardur powrócił do nich, stąpając ciężko i trąc czoło w zmęczonym geście.
— Idziemy dalej! — Emnesia przytaknęła odruchowo. W dwóch krótkich ruchach mężczyzna pchnął Nakis naprzód i szarpnął wodze Antessy. Nie patrzcie na to rzucił, gdy mijali szkielety domów. Tylko przed siebie. Albo w ziemię.
Nikt nic więcej nie mówił. Otaczała ich grobowa cisza; skrzypienie starych fundamentów, szurające kroki, świst wiatru. Wszędzie wokół zalegał śnieg, z nieba sypały jego drobne płatki.
Emnesia na zmianę trzęsła się i zamierała w odrętwieniu. Nie czuła już palców – całych dłoni i stóp. Zacisnęła zęby tak mocno, że tępy ból zaczął powoli narastać jej pod skroniami. Zignorowała ostre Słyszycie to!? Nakis. I ponure Nie zatrzymuj się Bardura. Zignorowała Antessę, gdy ta niespokojnie szarpała głową. Zignorowała zawodzenie – wiatru? zwierząt? – docierające spośród otaczających ich stoków.
Chciała zignorować istotę, która wyskoczyła im prosto na drogę. Coś bladego, coś długiego. Rzędy kłów, ślepe oczy, pazury jak noże.
Antessa szarpnęła się, rżąc w panice i ziemia ruszyła Emnesii na spotkanie. Dziewczyna zdążyła tylko zasłonić ramieniem głowę. Krzyknęła, uderzając w kamienne podłoże.
Przetoczyła się na plecy, tylko by dostrzec, jak bestie biegną ku nim. Nigdy nie widziała czegoś tak szybkiego. W kilku susach dopadły Bardura i Nakis. Widziała nienaturalnie długie łapy sięgające po nią.
A potem ktoś krzyknął i wszystko eksplodowało.


6 komentarzy:

  1. Hej, hej :)
    To chyba, jak na razie mój ulubiony rozdział, zupełnie nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji :D
    Strasznie podobały mi się wszystkie opisy, naprawdę tworzyły atmosferę.
    To co strasznie mi się podoba to to, że w każdym rozdziale dużo się dzieje, ale nie dzieje się za dużo. W wielu opowiadaniach, które czytałam akcja pędziła tak, że nawet nie wiadomo było, co się dzieje, w Twoim wszystko ma swój czas, kiedy bohaterowie wędrują pod ziemią, robią to dostatecznie długo, aby zaniepokoić czytelnika, naprawdę strasznie mi się to podoba w Twoim opowiadaniu :)
    Fajne jest też to, że bohaterowie mają pod górkę, ach, te przeciwności losu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Przyznam, że kiedyś pisałam właśnie takie pędzące na łeb na szyję opowiadania. Powodem była chęć jak najszybszego dobiegnięcia do fajnych i efektownych fragmentów, które tak pięknie sobie wyobrażałam. Że cierpiała przez to fabuła, bohaterowie i świat stworzony, tego wtedy nie dostrzegałam.
      Na szczęście od tamtego czasu trochę się poduczyłam, trochę popisałam i teraz wiem, że nie ma sensu popędzać akcji. W końcu wszyscy na tym skorzystają, i ja i czytelnicy - nie mówiąc już o lepszej jakości historii. :)
      A bohaterowie muszą mieć chociaż trochę pod górkę. W końcu nie byłoby o czym pisać, gdyby wszystko szło im jak po maśle. ;)

      Usuń
    2. Cóż, kiedy patrzę na swoje opowiadania sprzed kilku lat, to naprawdę nie miałam litości dla biednej akcji i pędziła do przodu, jakby startowała w jakiś wyścigach, ale chyba większość osób, które zaczynają przygodę z pisaniem tak robi :D

      Usuń
    3. To do grzechów pisarskich mogę jeszcze dołożyć wątki z kosmosu. Pamiętam te stare, grafomańskie czasy, gdy do opowiadania wrzucałam co popadło, byle była ciekawa akcja. Nigdy nie myślałam, że w konsekwencji muszę potem zaczęty wątek poprowadzić i zamknąć. Najważniejsze, że bohaterowie robili coś niesamowitego i imponującego! Potem tylko siadałam i z przerażeniem patrzyłam na powstały chaos. Łatwo zgadnąć, że takich opowiadań nie kończyłam. ;)

      Usuń
    4. Ojejku, zupełnie, jakbym widziała przed oczami swoje dawne twory, mnóstwo pozaczynanych wątków, które zatrzymywały się w środku, bo tworząc historię nie pomyślałam o tym, jak się to wszystko ma skończyć i czy ma sens. Oczywiście, same opowiadania składały się z prawie wyłącznie dialogów, bo po co komu opisy? Kto to w ogóle wymyślił? :D

      Usuń
  2. Witaj V.

    Łyknęłam szybkim chaustem kolejny odcineczek by rozwiać wreszcie swoje domysły o o co się stało i co czeka po drugiej stronie. Nie mylilam się co do ludzi Adisha, ale cóż nie spodziewałam się, że i oni będą wyrżnnięci! Obraz nędzy, rozkładu i rozpaczy musiał ich uderzyć bardzo mocno. Dobrze, że mieli puste żołądki, bo skończyło by się cudnym pawiem heehe.
    Ucieszyła mnie wiadomość o powrocie Nakis, że nie wpadła na ten fatalny pomysł przejścia tego samej, a zawróciła do kopalni z głową na karku.
    Co za bestie zaatakowały bohaterów? Czy właśnie Emnesja dostała swojego napadu? Nadmiar energii ponownie wybucha by przypadkiem uratować siebie, ale czy tez innych? Będzie jakąś ofiara?

    Nie mogę się doczekać kolejnego odcinka, który na mnie czeka, jednak czas podnieść się z wyra zrobić sobie kawy, a dziecku śniadanie XD
    Wiec myślę, że podczas posiłku chapnę kolejny kawałek treści, bo jak wiesz, gdy zaczynam po przerwie to muszę dobrnąć do końca!
    No i raz jeszcze gratuluje rozdziału roku :D piękna reklama, szkoda tylko, ze tak malo komentujących jest tutaj, a tylko ja opiniuje każdy rozdział.

    OdpowiedzUsuń