17 lut 2019

Rozdział czterdziesty drugi: Bezsilna

— Jeszcze kawałek — poinstruowała Sektia, ściskając delikatnie łokieć Emnesii. — Do końca korytarza.
Dziewczyna wypuściła powietrze przez zaciśnięte zęby. Zrobiła kolejny krok i zatrzymała się w połowie drugiego. Głowę miała opuszczoną, ale czuła na sobie spojrzenia mijających je strażniczek. Pełne politowania, może drwiny. Palące niczym rozgrzany do czerwoności metal.
Wybranka bogini kaleką, pomyślała gorzko, mocniej ściskając uchwyt laski. Zapewne nie tego oczekiwały. Chciały kogoś o niezrównanej mocy. A dostały… To.
— Jeśli chcesz, możemy pójść do szpitala — zaproponowała Sektia po chwili bezruchu. — Twoi przyjaciele ucieszyliby się z wizyty.
Zgrzytając zębami, Emnesia potrząsnęła głową. Wszyscy powtarzali jej, że może – musi – odwiedzić leżących w szpitalu towarzyszy. Jednak na samą myśl przeszywał ją zimny dreszcz. Po przybyciu Narissy, Andersa i Valmera w Vox aż zawrzało. Wszyscy troje byli skrajnie wyczerpani, ten ostatni ledwo żywy. Emnesia odniosła wrażenie, że spodziewano się po niej czegoś wielkiego; wzruszającego pojednania z towarzyszami podróży, jej przesiadującej u ich boku, czekającej aż wrócą do zdrowia.
Zamiast tego poprosiła Sektię, by spacerowały z dala od szpitala i bolesnych jęków rannych. Nie chciała czuć smrodu mikstur i krwi, nie chciała ani wiszących nad nią oczekiwań, ani widoku tych, którzy przypominaliby jej o Hadresie i Sefarze. Pragnęła tylko, by duszący ból w piersi w końcu zniknął, a razem z nim sny, pełne spalonych domów, martwych oczu – szeroko otwartych i pełnych przerażenia – urwanych błagań, płaczów, krzyków…
Prostując się, nabrała głęboko powietrza i wznowiła swoją mozolną podróż korytarzem. Sektia szła obok niej, z pogodną miną pozdrawiając każdego, kto przechodził obok. Kobieta wykazywała się nadludzką cierpliwością. Od kiedy tylko zaczęła opiekować się Emnesią, nie okazała nawet cienia irytacji. Jakby miała cały czas świata na bezcelowym kręceniu się po wnętrzu twierdzy. Nie ganiła jej za ledwo widoczne postępy, nie kazała wziąć się w garść. Po prostu była przy niej.
Dotarcie do końca korytarza odebrało dziewczynie dech i znowu musiała odpocząć. Oparła się o ścianę, unosząc piekące oczy ku sufitowi. Zamrugała kilka razy, żeby powstrzymać cisnące się do nich łzy.
— Chciałabyś iść dalej? — zapytała Sektia. — Czy może wolisz wrócić do swojego pokoju?
Długą chwilę zajęło Emnesii znalezienie głosu.
— Do pokoju — rzekła ochryple.
Droga powrotna zajęła im dwukrotnie dłużej niż podróż korytarzem. Sektia zlitowała się nad dziewczyną i pomogła jej iść, gdy tej brakowało sił w nogach. Tuż przed drzwiami jej komnaty spotkały Nakis.
Kobieta wyglądała na przygaszoną, odziana w burą szatę, podobną do tych noszonych przez kapłanki. Włosy miała krótko ścięte – w czasie podróży przez kopalnie splątały się w niemożliwe do rozczesania kołtuny. Bez nich nie mogła ukryć tego jak bardzo zmizerniała jej twarz – z zapadniętymi policzkami i głębokimi cieniami pod oczami. Emnesia wiedziała, że wygląda podobnie, o ile nie gorzej.
— Pomogę jej — powiedziała Nakis, podchodząc do kobiet i chwytając ramię dziewczyny.
Sektia uśmiechnęła się szeroko.
— To cudownie! W takim razie pozwolicie, że was opuszczę. — Tu spojrzała ku Emnesii, czekając na jej odpowiedź i nie ruszyła w swoją stronę dopóki ta nie przytaknęła.
Nakis pomogła jej wejść do skromnej komnaty i usiąść na łóżku. Zaraz zaczęła zapalać świece, przykładając do każdej palec wskazujący. Nie było tu żadnego kominka, ale ze ścian biło łagodne ciepło, zaś na podłodze leżał cienki dywan, częściowo chroniący przed ciągnącym od niej chłodem.
— Sądziłam, że spotkam cię w szpitalu — rzekła Nakis, siadając na stojącym przy biurku krześle. — Narissa codziennie wyczekuje twojej wizyty. Valmer zapewne też by o ciebie pytał, gdyby nie leżał bez przytomności.
— Nie mam… Nie mogę… — Emnesia urwała, zaciskając usta w wąską linię. Pośpiesznie schowała trzęsące się dłonie pod udami.
— Nie możesz, czy nie chcesz ich widzieć? — zapytała Nakis, unosząc brwi.
Emnesia nie odpowiedziała. Odwróciła twarz od intensywnego spojrzenia kobiety. W głowie tłoczyły jej się myśli, wszystkie powody, czemu nie mogła spotkać Narissy. To przeze mnie zostaliśmy zaatakowani. Gdyby nie ja, nie znajdowaliby się teraz w szpitalu, Valmer nie leżałby nieprzytomny, a Hadres i Sefara…
— W porządku — rzekła Nakis, przerywając ciszę. — Jeśli nie chcesz ich widzieć, to twoja sprawa. Ale nie spodziewaj się, że będę między wami pośredniczyć. Jak chcesz im coś przekazać, to robisz to sama.
Emnesia wyprostowała się na te słowa.
— Czemu — odkaszlnęła, gdy jej słowa zabrzmiały ledwo głośniej od szeptu. — Dlaczego miałabym się tego spodziewać?
— A czemu nie? Czy szlachta nie spodziewa się, że każdy będzie jej usługiwał? — Nakis parsknęła niewesołym śmiechem. — Narissa próbowała przekonać mnie do pośredniczenia między wami. Bardzo chce z tobą porozmawiać.
Emnesia wzruszyła ramionami. Krótki, szarpany ruch, z igłą bólu gdzieś w karku.
— Mniejsza z tym — oświadczyła Nakis. — Znacznie ciekawsze jest, co dzisiaj zobaczyłam na blankach. Machiny wojenne! I to jakie! Ktoś by pomyślał, że ukryta w górach twierdza nie potrzebuje machin wojennych. Mogą być pozostałością…
Przerwało jej pukanie do drzwi. Urwała, rzucając ku nim spojrzenie i głośno wypuszczając powietrze nosem.
— Spodziewasz się gości?
Emnesia nie odparła, nawet nie unosząc wlepionego w niesprawne kolano wzroku.
Wzdychając ciężko, Nakis podniosła się, by otworzyć drzwi z rozmachem.
— Kim jesteś? — zapytała chłodno.
— Och, nie spodziewałam się! To znaczy... — odparł wysoki głos. — Chciałam tylko odwiedzić Emnesię. Ona mnie zna. Spotkała mnie, gdy...
— Pytałam — przerwała Nakis. — Kim jesteś?
Rozmówczyni zająknęła się i dało się słyszeć szuranie, jakby przebierała nogami.
— Jestem Lenna. Uzdrowicielka. Zajmowałam się Emnesią, gdy tu przybyła.
Nakis nie odpowiedziała, tylko wymruczała wiele mówiące aha.
— Chciałam sprawdzić, jak się ma — kontynuowała pospiesznie Lenna. — Słyszałam, że nie czuje się… najlepiej. Gdy ją ostatnio widziałam, wyglądała na dość...
— Jeśli tylko tyle chcesz wiedzieć, to z Emnesią wszystko w porządku. Możesz iść.
W końcu sama zainteresowana uniosła głowę, by spojrzeć w ich stronę. Zobaczyła plecy Nakis – kobieta zasłaniała nimi prawie cały widok na korytarz. Ponad jej ramieniem dostrzegła fragment znajomo wyglądającej twarzy – z idealną cerą, prostym nosem i włosami ukrytymi pod chustą. Nie spodziewała się jeszcze kiedyś ujrzeć Lennę. Matka Gwynris chciała, by Emnesią opiekowały się tylko starsze, najbardziej doświadczone uzdrowicielki. Nie chciała powierzać tak ważnego zadani pomocnicom i nowicjuszkom.
Emnesia  bez słowa opuściła wzrok z powrotem na kolana. Jedną dłonią skubała materiał prostej szaty. W kilku miejscach zaczynał się pruć.
— Ach, ja tylko... Po prostu — zająknęła się Lenna.
— Nie ma nic więcej do dodania — rzekła Nakis, nie czekając aż skończy. — Wracaj do swoich obowiązków.
— Oczywiście — odparła kobieta, zniżając głos tak bardzo, że Emnesia ledwie ją dosłyszała. — Pozdrów Emnesię, proszę.
Po czym trzasnęły drzwi. Dało się dosłyszeć oddalające szybko kroki. Nakis ponownie spoczęła na krześle przy biurku, poprawiając ubranie i układając dłonie na kolanach.
— Jak słyszałaś, masz pozdrowienia — rzekła lekkim tonem, który zaraz zniknął, gdy kontynuowała: — Dobrze znasz tę uzdrowicielkę?
Emnesia potrząsnęła głową.
— Zdaje się, że ona bardzo chce cię poznać. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że ją odprawiłam. — Umilkła, czekając aż dziewczyna ponownie zaprzeczyła. — Dziwi mnie, że nikt inny nie próbuje się do ciebie zbliżać. Myślałby kto, że w takim miejscu powinnaś przyciągać tłumy.
Ramiona Emnesii napięły się i ta mocniej pochyliła głowę. Sama myśl o ludziach, którzy próbowaliby się z nią zaprzyjaźnić, wywoływała dreszcz na jej karku.
Nie powinnaś, szeptał jej głos tyłu głowy. Jesteś damą obytą w towarzystwie. Nikt cię nie przeraża. To ty przerażasz innych.
Jednak linia napięcia nie znikała z jej pleców.
Jak mam przyciągnąć do siebie ludzi, będąc w takim stanie?
— Zanim nam przerwano — usłyszała Nakis — mówiłam o machinach wojennych na blankach. Nie znam się na takich technologiach – i wojnie – ale mogę powiedzieć, że wyglądają imponująco.
— Czemu Narissa nie przyjdzie do mnie? — przerwała Emnesia szeptem — To znaczy. Co takiego... Jak oni... — Zacisnęła powieki, próbując wydusić z siebie kolejne słowa. Stanęły jej na chwilę w gardle, duszące i niechciane. — Co im się stało? — wyrzuciła wreszcie. — Im wszystkim. Chcę wiedzieć. Muszę wiedzieć. Bo nie wiem, czy... Czy ja...
— Jeśli mam ci o tym mówić tylko po to, żebyś potem miała więcej powodów do samobiczowania się za każde niepowodzenie, to nie licz na to — odparła Nakis. — Narissa wraca do zdrowia. Za kilka dni na pewno sama do ciebie przyjdzie. Valmer jest mocniej poturbowany, ale nie umrze. Anders też przeżyje. To chyba najważniejsze, co musisz wiedzieć.
Uzdrowicielki mówiły to samo, gdy Emnesia je pytała.
— Nie dla mnie — odparła dziewczyna. Uniosła twarz, by rzucić drugiej kobiecie spojrzenie. — Chce wiedzieć prawdę, nie słuchać pocieszeń. Czy nie powinnaś być dobra w mówieniu wszystkiego prosto w twarz?
Na chwilę usta Nakis rozciągnął uśmiech, który zaraz ukryła zaciskając usta i marszcząc brwi.
— Słuchaj. — Pochyliła się ku Emnesii. — Mogłabym przynosić ci kolejne przygnębiające wieści. Sprawiać, że czułabyś się jeszcze gorzej, siedząc pogrążona w poczuciu winy. A potem mieć na głowie grupę wściekłych kapłanek. Matka Gwynris chce, żebyś wróciła do zdrowia, nie żebyś traciła go jeszcze więcej.
— Przychodzisz tu, bo Matka Gwynris ci każe? — Emnesia poczuła chłód. Taki, jakiego nie odgoni największy ogień i najcieplejszy koc. — To wszystko wyjaśnia.
— Co takiego wyjaśnia? — Nakis zmrużyła oczy.
— Dotychczas nie próbowałaś spędzać ze mną czasu. A teraz przychodzisz tu i opowiadasz o tych wszystkich rzeczach. Myślałam, że może… Powinnam domyślić się, że to ktoś ci kazał.
Brwi Nakis uniosły się niemal na środek jej czoła. Kobieta odchyliła się, patrząc na Emnesię w osłupieniu.
— Słuchaj — zaczęła powoli. — Przychodzę tu i opowiadam o wszystkim, bo tylko ciebie znam. Jako jedna z niewielu nie patrzysz na mnie jak na wroga. Nie mam zamiaru kłaniać się kapłankom, tylko żeby mnie akceptowały, ani spędzać dni w szpitalu z uzdrowicielkami. Matka Gwynris, może jest miła, ale nie ma czasu na zabawianie każdego, kto trafi do Vox. A Bardur jest okropnym towarzyszem, nawet w lepsze dni. Spędzanie czasu z tobą wydawało się dobrym pomysłem. — Przechyliła głowę. — Poza tym, Matka Gwynris to zauważyła i uznała, że możemy pomóc ci wrócić do zdrowia.
— W domu Narissy nie wydawałaś się chętna do przebywała ze mną — wytknęła Emnesia, brzmiąc mniej pewnie i spoglądając gdzieś w bok.
— W domu Narissy obie miałyśmy inne towarzystwo. Nie było powodu do spędzania czasu razem. Tutaj jest inaczej.
— A Valmer?
— Co z nim? — Twarz Nakis ściągnęła się w niewesołym wyrazie.
— Nie lubiłaś, że stajemy się sobie… bliżsi.
— Nie lubiłam, że to z nim stawałaś się bliższa. Nie uważam, że Valmer jest dla ciebie dobry.
— Myślałam, że…
— Co takiego? Że jestem o niego zazdrosna? — Kobieta zaśmiała się krótko. — Wierz mi, nie jest w moim typie. A ja wiem, kto jest w jego typie. I wiem, jak długo trwają jego związki.
— Nie chcesz żebym z nim była.
— Nie chce, żebyś była jedną ze zranionych przez niego kobiet. Widziałam wiele takich, którym wydawało się, że będą dla niego tą jedyną. Niewiele z nich wyszło z tego tak szczęśliwych jak weszło.
Zamilkły na chwilę. Emnesia powtarzała w myślach słowa Nakis i coraz gwałtowniej skubała wystające z szaty nici. Jedną z wielu kobiet. Ale Valmer nie wygląda na takiego, co mógłby zranić kogoś w ten sposób. Czy Nakis mówi prawdę? Czy była jedną z tych kobiet – cokolwiek twierdzi na temat swoich upodobań – które zranił? Nikt inny nie próbował przestrzegać Emnesii przed mężczyzną, nawet jego własny brat. Co było prawdziwe?
Dziewczyna potrząsnęła głową, próbując zebrać coraz bardziej rozbiegane myśli.
— Nie mówmy już o tym więcej — odezwała się Nakis. — Przemyśl to, co ci powiedziałam. Może zobaczysz, co mam na myśli. Może zignorujesz moje słowa. Ja chcę tylko mieć pewność, że cię ostrzegłam.
— I nie być odpowiedzialną za to, co może się stać? — wymamrotała Emnesia. O ile to, co mówisz, jest prawdą.
Nakis zignorowała jej ostatnie słowa – albo nawet ich nie usłyszała. Nachyliła się jakby miała wyjawić tajemnicę.
— Pozwól, że opowiem ci w końcu o tych machinach wojennych. Z nimi Zakon mógłby odeprzeć atak całej armii....
Emnesia słuchała z roztargnieniem jej słów, a głowę wypełniały jej myśli. O Valmerze, o Hadresie. O czekającej na jej wizytę Narissie.

5 komentarzy:

  1. Hej, hej, świetny rozdział :)
    Uwielbiam tego typu rozdziały, w których jest dużo rozmyślań głównej bohaterki, no i jeszcze ten spokój i smutek - mega mi się czytało ten rozdział :D
    Uwielbiam też to, że jest kładziony duży nacisk na pokazywanie uczuć bohaterki, dzięki temu to wszystko jest takie... takie... *przeszukiwanie pamięci w celu odnalezienia odpowiedniego słowa* wiarygodne *słowo zostało odnalezione :D* i nadaje takiego czegoś fajnego opowieści. Szczególnie, że Emnesia nie jest typową bohaterką, a jest wręcz nietypową bohaterką, ale to właśnie dlatego tak przyjemnie czyta się o tym, co siedzi jej w głowie :D
    Naprawdę świetny rozdział (moment już to chyba wcześniej napisałam - a dobra, najwyżej się powtórzę, a że rozdział serio świetny, to to nie będzie nic złego :D) i już nie mogę się doczekać następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie rozdziały są świetne, potwierdzam. Ale pisanie ich to już mniejsza frajda. Znaczy się, miło jak już jest napisany, ale samo produkowanie potrafi iść boleśnie. ;)
      Ale w sumie to jestem nawet trochę dumna z nowego rozdziału. Wyszedł całkiem nieźle (i pamiętajmy, że mówię to z punktu widzenia osoby, która go napisała, więc nie może być świetny). :D

      Usuń
  2. Yay! No to dotarłam do końca! Hurra. No... Wiadomo, że będę czekać na kolejny odcineczek, albo z jakiegoś powodu znowu zniknę i poczekam na więcej? Tego nie wiem, ale możesz być pewna, ze wrócę jak bumerang! Puli piszesz - czytam.
    Zabrzmi monotonnie, ale jak zawsze znaczne od błędów, a tu się trochę nazbierało:

    "Zrobiłą kolejny krok i zatrzymała się w połowie drugiego" - zrobiła.

    "Prostując się, nabrała głęboko powietrza i wznowiła swoją mozolna podróż korytarzem" - mozolną.

    "- Chciałabyś iść dalej? - zapytała Sektia." - dywizy i w następnym dialogu tuż pod -także.

    "Bez nich nie mogła ukryć tego jak bardzo zmizerniała jej twarzy – z zapadniętymi policzkami i głębokimi cieniami pod oczami. Emnesią wiedziała, że wygląda podobnie, o ile nie gorzej." - twarz, dywiz, Emnesja.

    "Gdy ja ostatnio widziałam, wyglądała na dość..." - ją.

    "Nie powinna, szeptał jej głos tyłu głowy." - powinnaś.

    "— Zanim nam przerwano - usłyszała Nakis - mówiłam o machinach wojennych na blankach." - dywizy.

    UF. Dobrnęłam do końca. Takie pierdoły jak zawsze, a spędzają sen z powiek. XD

    Wiec Emnesja nie dość, że nie radzi sobie z bólem i kalectwem (może trwałym? Hehe) to do tego nie czuje się zobowiązana do odwiedzenia ludzi, którzy nadstawiali karku by żyła. No nie ładnie. Lepiej się łajać, że krzywda się stała, udawać, iż samemu się nie istnieje i oczekiwać łaskawcy, który pojawi się w progu u odpowie na wszystkie jej pytania bez konieczności spojrzenia tamtym w oczy. Takie typowe zachowanie damy. Tak, jeszcze nie zdążyła się wyleczyć z tego, ale czas wziąć się w garść Emnesjo! Ciut pokory i odwagi w jednym. Mam nadzieje, ze przyjdzie po rozum do głowy i odwiedzi swoich - jakby nie było - wybawicieli.
    Mnie tez zastanawia brak Hadresa. Był z Valmerem ostatni raz widziany w tekście, a tu proszę, bliźniaki rozdzielone, w dodatku ten o czystszym sercu wsiakl jak kamfora. Co dla niego szykujesz? Czy Valmer dojdzie do siebie? No i co Nakis ma do powiedzenia w sprawie amanta Emnesji? Czy faktycznie miała z nim jakiś przelotny romans, czy tylko się naoglądała złamanych serc? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ tych błędów nazostawiałam. Jakby specjalnie, żeby czytelnicy się o nie potykali. :D

      Co do historii - walka nie mogła obyć się bez konsekwencji, szczególnie z przewagą, jaką wróg miał nad naszymi bohaterami. Co się stało z nieobecnymi, kto wie. Ja coś tam wiem, ale nie powiem. Jeszcze. :D
      A Emnesia albo weźmie się w garść, albo unikanie konfrontacji w końcu ugryzie ją w ten szlachecki tyłek. Wiecznie uciekać nie będzie. ;)

      Ha! I jeszcze Valmer. Czas zabrać się za niego. :D

      Usuń
    2. To oczywiste, że nie można obyć się bez jakiegokolwiek eha po takiej walce. Zgaduje, że S. (Zapomniałam imienia, a nie chce pomylić, czy to córa Narrisy? Dobrze pamiętam?) nie żyje, a z Hardresa się okaże xD kiedyś.

      Usuń