10 lut 2019

Rozdział czterdziesty pierwszy: Złamany umysł

Mamrocząc zaklęcia, uzdrowicielki zbadały Emnesię – i jej nogę – ze wszystkich stron, po czym jedna z nich podniosła się i wyjszła z Matką Gwynris za kotarę. Emnesia śledziła je wzrokiem i wytężyła słuch, gdy zaczęły rozmawiać. Usłyszała tylko kilka pojedynczych słów, zbyt wyrwanych z kontekstu, żeby cokolwiek zrozumieć.
— Jak bardzo źle to wygląda? — zapytała drugą uzdrowicielkę, która zapisywała coś na opartym o skraj łóżka pergaminie. — Chyba… — I nagle naszła ją paraliżująca myśl. — Nie utniecie mi chyba nogi?
— Nic podobnego — odparła kobieta, uśmiechając się do niej. Miała piękne, proste zęby i – Emnesia zmarszczyła brwi, patrząc na nią uważnej – dało się zauważyć, że posiada urodę zbyt doskonałą, żeby było to naturalne.
— Pochodzisz ze szlachty — zauważyła, przekrzywiając głowę.
Kobieta drgnęła, rzucając jej szybkie spojrzenie, po czym potrząsnęła głową.
— Być może. To bez znaczenia — rzekła przyciszonym głosem. — A nogi nikt ci nie utnie — oświadczyła głośniej. — Mistrzyni Haluna jest zaniepokojona twoim stanem. Nosisz blizny po licznych ranach i kontuzjach. Jesteś wygłodzona, wyczerpana długą podróżą. Cud, że wciąż żyjesz.
— Mówią, że zostałam wybrana przez boginię. — Emnesia wzruszyła ramionami. — Zgaduje, że to wystarczy, żeby przeżyć nawet najgorsze.
— Zapewne. Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś takiego jak ty i nie wiem… — urwała, gdy Matka Gwynris i druga uzdrowicielka – Mistrzyni Haluna – powróciły.
Emnesia usiadła powoli, spoglądając na ich poważne twarze. Matka Gwynris złożyła przed sobą dłonie, zaciskając lekko usta.
— Nie mamy dobrych wieści — zaczęła Mistrzyni. — Lenna powiedziała już, jaki jest twój stan, chociaż powinna z tym poczekać. — Ostatnie słowa wypowiedziała z naciskiem.
Wspomniana kobieta pochyliła głowę, przybierając skruszoną minę i mamrocząc przeprosiny. Mistrzyni pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą.
— Nosisz ślady wielu ran. Niektórych śmiertelnych — kontynuowała. — Z tyłu głowy masz bliznę po uderzeniu. Magia ujawniła, że nosisz ślady licznych urazów wewnątrz ciała. Mogłaś ich nawet nie poczuć — dodała, unosząc dłoń, gdy Emnesia otworzyła usta by zaprotestować. — Jedyną znaną mi osobą, która powracała do zdrowia równie szybko co ty, była poprzednia wybranka Tianezath, Merilla.
— Och — mruknęła Emnesia, przygryzając wargę. — To chyba dobrze, że prędko zdrowieję?
— W większości sytuacji, tak by było — przytaknęła Haluna. — Jednak twoja noga została uszkodzona tak niefortunnie, że szybkie zrośnięcie kości zaszkodziło zamiast pomóc.
— Twierdzisz, że moja noga się zrosła? — zapytała Emnesia, marszcząc brwi na prawe kolano. Nienaturalnie wykręcone, z dziwnie rozciągniętą skórą – skrzywiła się, odwracając pośpiesznie wzrok.
— Tak — odparła Mistrzyni. — Zgaduję, że na krótko po tym, jak została uszkodzona. Zajęło to tydzień, może dwa.
— To niemożliwe. — Dziewczyna potrząsnęła głową, śmiejąc się z niedowierzaniem. — Gdyby tak było, na pewno dałabym radę chodzić. Albo chociaż ból by zniknął! Spędziliśmy w kopalniach całe tygodnie i ani razu nie mogłam stanąć o własnych siłach! A ty twierdzisz…!
— Twierdzę — przerwała jej Mistrzyni, podnosząc głos — że nie wróciłaś do zdrowia prawidłowo. Szybkie uzdrowienie nie oznacza dobrego uzdrowienia. Widziałam aż nazbyt wiele przypadków pośpiesznego leczenia ciężkich ran. Nie było takiego, który nie skończyłby się trwałym okaleczeniem.
Emnesia poczuła chłód i skuliła odruchowo ramiona, odwracając się od spojrzeń trzech kobiet. Czyż nie tego chciałam? pomyślała gorzko. Szybko wrócić do zdrowia i znowu chodzić o własnych nogach?
— Rozumiem — rzekła drżącym głosem. — Czy nic nie da się zrobić?
— Możemy spróbować naprawić twoje kolano. — Głos Mistrzyni przybrał łagodny ton. — Przynajmniej na tyle, żebyś znowu zaczęła chodzić samodzielnie. Nie obiecuję niczego. Magia to potężne narzędzie, ale nawet ona nie zdoła przywrócić wszystkiego do pierwotnego stanu.
— Ale uczynimy, co w naszej mocy — zapewniła pośpiesznie Matka Gwynris. Twarz miała bladą jak płótno, a dłonie ściskała kurczowo, jedna na drugiej. — Byś znowu mogła chodzić o własnych siłach.
Obejmując się ciasno ramionami, Emnesia mechanicznie kiwała głową na każde kolejne słowo. Spojrzenia trójki kobiet zdawały się wwiercać w jej czaszkę. W gardle czuła coraz mocniejszy ucisk, w płucach brakowało powietrza. Trzęsła się, próbując zrobić – coś. Pomyśleć, powiedzieć. Cokolwiek.
Otworzyła usta, lecz zamiast słów wydobył się z nich cichy jęk. Oczy nagle wypełniły łzy. Spłynęły gęsto po policzkach i opadały na przód szorstkiej koszuli. Pochyliła się, ukrywając twarz w dłoniach. Jej ramiona zatrzęsły się w gwałtownym szlochu.
— Drogie dziecko — usłyszała nad sobą. Drgnęła, gdy czyjaś dłoń delikatnie dotknęła jej pleców. Zaraz odsunęła się i ktoś wymamrotał coś zbyt cicho, by zrozumiała.
— Dajmy jej chwilę — rzekła inna osoba – Mistrzyni Haluna.
Ktoś narzucił Emnesii na plecy koc, rozległy się kroki, szum zasuwanej kotary. Dziewczyna została sama, łkając gwałtownie i zaciskając kurczowo palce we włosach.

***

Musiały minąć godziny zanim uzdrowicielki powróciły. Szpital rozbrzmiewał jękami i krzykami chorych i rannych. Co rusz ktoś przechodził pośpiesznie za kotarą. Czasami do Emnesii docierały głosy innych kobiet. Nie rozumiała słów – nie słuchała ich, nie wiedziała, czy nawet chce.
Uzdrowicielki podeszły do jej łóżka; dwie kobiety w burych szatach i Mistrzyni Haluna na ich czele. Dziewczyna nie zaprotestowała, gdy zaczęły ją podnosić. Skrzywiła się odruchowo, gdy oparła ciężar na prawej nodze. Dwie z nich chwyciły ją pod ramiona i wyprowadziły ze szpitala. Głowa opadła jej na bok, gdy powoli szły przez twierdzę.
— Przeniesiemy cię do osobnej komnaty — powiedziała Mistrzyni. Szła ona przodem, co chwilę oglądając się przez ramię. — Będziesz mogła odpoczywać w spokoju, bez szpitalnego zgiełku.
Jej nowa siedziba wyglądała skromnie – jak przystało na komnatę w budynku zakonnym. Niewielkie prostokątne pomieszczenie, z wąskim łóżkiem w jednym rogu, skrzynią na dobytek i niewielkim biurkiem z krzesłem w drugim. W najdalszy kąt wciśnięto płytką, metalową wannę. Uzdrowicielki rozebrały Emnesię i powoli pomogły jej wejść do ciepłej wody – niewielkiej ilości, dostrzegła z odrętwieniem dziewczyna, zaledwie wystarczającej aby się obmyć.
Uzdrowicielki umyły ją, rozmawiając cicho między sobą. Słowa przelatywały nad Emnesią, gdy dziewczyna siedziała nieruchomo, zaciskając dłoń na prawym udzie. Słyszała wszystko jak przez wodę. Jakby trafiła do snu, gdzie wszystko było na opak.
— Trzeba obciąć jej włosy — mówiła jedna z kobiet. — Nic z nich nie odratujemy. A jeszcze wszy się zalęgną.
— Uważaj — szeptała inna. — Nie szoruj tak mocno. Skórę ma jak papier.
Po kąpieli uzdrowicielki wytarły ją ostrożnie, ubrały w proste ubrania i położyły na łóżku. Jedna z nich przykryła ją grubym kocem, naciągając go aż pod brodę.
— Musisz teraz dużo odpoczywać — rzekła Mistrzyni Haluna. — Odzyskać siły, zanim zaczniemy naprawiać twoją nogę. Jesteś tak wyczerpana, że jakiekolwiek zabiegi mogłyby tylko pogorszyć sytuację. — Na chwilę zamilkła, spoglądając na dwie kobiety, krzątające się po komnacie i sprzątając ostatnie ślady wody z kamiennej posadzki. — Twoi przyjaciele przybyli kilka godzin temu, razem z naszymi żołnierzami — rzekła w końcu, pochylając się, by spojrzeć Emnesii w twarz. Zmarszczki wokół jej ust pogłębiły się w niewesołym wyrazie. — Są cali, chociaż w niewiele lepszym stanie od ciebie. Pomożemy im wrócić do zdrowia. Matka Gwynris zadbała o to, żeby mieli własne kwatery i jedzenie. Jestem pewna, że wkrótce ich spotkasz.
Emnesia nie odpowiedziała żadnym słowem – ani nawet gestem, czy pomrukiem. Leżała nieruchomo, wpatrując się w zakurzony sufit i pozwalając myślom krążyć wokół błahych tematów. Śledziła wzrokiem wzory pęknięć na kamieniach. Pająka idącego po rozległej pajęczynie w kącie pod sklepieniem. Słowa Mistrzyni rozbrzmiewały pośród zimnych ścian, lecz docierały z daleka, jakby zza grubej ściany.
— Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, nie obawiaj się powiedzieć — kontynuowała kobieta. — Ktoś zawsze będzie w pobliżu, żeby sprawdzić jak się miewasz. Albo kapłanki, albo uzdrowicielki, albo strażniczki patrolujące korytarze. Nie obawiaj się wezwać którejś, cokolwiek będzie cię dręczyć. A teraz pozwól, że pozostawimy cię, byś mogła odpocząć w spokoju.
Zapadła cisza. Kątem oka Emnesia dostrzegała, jak kapłanki wychodzą z komnaty. Drzwi zamknęły się za nimi ze skrzypieniem i zapadła cisza.

***

Kolejne dni upływały w otumanieniu. Emnesia spała, jadła, gdy podsuwano jej posiłki i bez słowa pozwalała uzdrowicielkom pleść zaklęcia na uszkodzonej nodze. Czasami jedna z kapłanek, starsza kobieta imieniem Sektia, wyprowadzała ją z pokoju na spacer po korytarzach fortecy. Dziewczyna opierała się wtedy na rzeźbionej lasce – podarowanej jej przez Matkę Gwynris – i szurając stopami po posadzce, z trudem pokonywała każdy kolejny metr. Nie mogła iść daleko. Szybko się męczyła i co chwilę musiała zatrzymywać na odpoczynek. Zdarzało się, że paraliżował ją ból, promieniujący od kolana aż po biodro.
Co jakiś czas Bardur lub Nakis składali jej wizyty. Ten pierwszy zjawiał się na chwilę, jakby chciał tylko sprawdzić, czy dziewczyna nadal żyje, po czym znikał, by po kilku dniach wrócić ponownie. Nakis pojawiała częściej. Przynosiła ze sobą coś do szycia i w przeciwieństwie do mężczyzny nie siedziała w ponurym milczeniu. Opowiadała Emnesii o zamku i jego mieszkańcach, dzieląc się wszystkim, czego nauczyła się na temat Vox.
— Mieszkamy na obrzeżach twierdzy — mówiła. — Ja i Bardur. Nad domem szwaczek. Muszę dzielić z nim pokój. Ale to lepsze niż zamieszkiwanie z kimś obcym. Większość kobiet jest uprzejma, ale niektóre patrzą na mnie jakbym w każdym momencie mogła przemienić się w jedną z tych bestii z kopalni.
Albo:
— Nie mówią tego wprost, ale z ich rozmów łatwo zgadnąć, że pod twierdzą ukryte są ogrody. Wyobraź sobie! Środek jałowych gór, a pod nimi hodowla owoców i warzyw!
Albo:
— Jeszcze nie widziałam tylu kobiet w zbrojach naraz. To miejsce skrywa całą armię. Armię kobiet!
Albo:
— Kapłanki zorganizowały szkołę magii. Tam skąd pochodzę nie ma czegoś podobnego. Jest mistrz i jego uczniowie. Albo jeden uczeń. I uczyć się mogą tylko mężczyźni.
Czasami jej monologi – bo czym innym je można nazwać, gdy Emnesia słuchała biernie, nie odpowiadając nawet słowem – trwały długo, czasami mówiła coś w kilku zdaniach, po czym wychodziła. Ręce zajmowała pracą – najczęściej szyjąc coś na drutach lub cerując ubrania.
— To uspokajające — tłumaczyła, gdy Emnesia wpatrywała się w jej dłonie zbyt długo. — I robię to dobrze. Materiału na ubrania jest wiele. Osób, które potrafią je robić, zaskakująco mało.
Każdy kolejny dzień mijał niezauważenie. Czasami do uszu Emnesii docierały szepty o świecie poza twierdzą – o bladych bestiach, o patrolach przemierzających góry, o braku kontaktu z zamieszkującymi krainę plemionami. Nic z tego nie wydawało się znaczące. Każda kolejna nowina, czy to podsłuchana, czy przyniesiona przez Nakis, wydawała się ledwie zwykłą plotką. Nie pomniejszały towarzyszącego Emnesii uczucia pustki. Nie sprawiały, że budziła się mniej zdezorientowana. Nie rozwiewały przesłaniającej umysłu mgły.
Czas mijał niczym piasek przesypujący się w klepsydrze. Godzina za godziną, dzień za dniem.
A potem do zamku dotarły wieści o dostrzeżonej przy kopalniach grupie podróżników.


Rozdział czterdziesty drugi: Bezsilna

5 komentarzy:

  1. Hej, hej :)
    Właśnie ukończyłam czytanie rozdziału muszę powiedzieć, że strasznie mi się podoba, może zacznę od nogi Emnesii. Fajnie, że ten temat został pociągnięty dalej, a nie tylko skończył się na tym, że została uleczona, koniec. Nie to, że lubuję się w cierpieniu bohaterów (no wcaaale nie :D), ale jakoś tak zawsze w wielu filmach, książkach i tak dalej, zawsze strasznie kuło mnie w oczy to, że główni bohaterowie byli dosłownie niezniszczalni. Ktoś właśnie miotnął nim o ścianę, heh, to przecież nic nie szkodzi, zaraz wstanie i będzie, jak nowo narodzony. Ktoś wbił jej sztylet w prawą rękę, zaraz tą samą ręką będzie ruszać, jakby nic takiego nie miało miejsca, a co. Dlatego strasznie podoba mi się to, że tutaj, pomimo tego, że jest to świat, w którym jest pełno magii, pozwalającej na leczenie, a bohaterka ma w sobie dodatkowo ogromną moc, która pozwala jej na szybszą regenerację, dziewczyna wcale nie jest ze stali i odczuwa rany. No i, bardzo podoba mi się też to w jaki sposób został poprowadzony ten wątek, w sensie, przez parę rozdziałów przewijała się zraniona noga, a później okazuje się, że to coś bardziej poważnego niż się wydawało (przynajmniej mi :D).
    Ach, no i to zakończenie, po smutnych momentach nagle takie wręcz światełko w tunelu, końcówka pełna nadziei, że aż się nie mogę doczekać następnego rozdziału, szczególnie, że jeden jest lepszy od drugiego. Dosłownie mam tak, że czytam rozdział i stwierdzam, że to mój ulubiony z całego opowiadania, ale później pojawia się kolejny rozdział i wtedy stwierdzam, że jednak to jest najlepszy rozdział :D
    Oczywiście uważam, że to mój ulubiony rozdział z całego opowiadania - oczywiście pewnie uważam tak do pojawienia się kolejnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, dokładnie to! Też mnie strasznie irytuje, jak bohaterowie są rzucani po ścianach, bici po twarzach, uderzani kijami, łomami i czymkolwiek w głowę, ale co do czego, to wychodzą tego z kilkoma siniakami i zadrapaniami. I gdzie tu realizm? Albo chociaż taki pół-realizm? :D
      I szczerze mówiąc, zawsze fascynowała mnie sprawa z szybką regeneracją. Szczególnie takich skomplikowanych ran, gdzie coś się poprzesuwa, coś na coś wlezie, albo jeszcze gorzej, jak jakiś przedmiot wpadnie do rany. No i jak to ma się potem goić/zrastać? W życiu nie ma tak łatwo, jak nie zadbasz prawidłowo o poważne uszkodzenie, to będziesz potem cierpieć.
      Strasznie mi miło, że rozdziały tak bardzo się podobają. Ja sama nad nimi siedzę i rozpaczam, jakie są słabe, ale to chyba przywilej każdego pisarza, takie rwanie włosów z głowy nad własnym tworem. :)
      No i myślę, że w następnych rozdziałach opowiadanie zrobi się nieco mniej ponure. Niech bohaterowie na chwilę odsapną od tych wszystkich walk, ucieczek i innych problemów. ;D

      Usuń
    2. Haha, czyli nie tylko mnie to denerwuje :D
      I właśnie, też mnie zawsze dziwiło w filmach i książkach, że im się to wszystko z przyśpieszoną regenerację tak ładnie, bezproblemowo zrasta i goi, no to aż się prosi o jakieś komplikacje, no :D

      Usuń
  2. To znowu ja :D
    Tak jak obiecałam z samego rańca. Moje dziecię wybawione za wszystkie czasy padlo przed 19 wiec mam już luz (pobudki w mocy sa chwilowe i po 2latach juz przywyklam do nich, a od lipca szykuja sie kolejne).
    Pogoda dziś nas rozpieściła, 28w sloncu na ogrodzie bez wiatru - cos pieknego! Nawet przebisniegi sie pojawily i tylko czekac jak za pare dni zakwitna! 😍

    Standard jak standard. Tr nasze niekonczące sie blache błędy, bez, ktorych nie ma pisarstwa xD :

    "— Jak bardzo źle to wygląda? — zapytała druga uzdrowicielkę, która zapisywała coś na opartym o skraj łóżka pergaminie." -drugą

    Powtórzenie się słowa "kurczowo" przy rozmowie o próbie naprawienia nogi Emnesji ;) tak mnie uderzyło, wiec wspominam.

    Noga kijowo się zrosła. Że tez mnie to nie dziwi. Nie miaalla prawa inaczej się zagoić, nie nie miała! To byłoby nienaturalne nawet przy magicznej regeneracji bogini wszak nie było ani chwili naa to by choćby nastawić te kolano. Bohaterowie wciąż byli w biegu i jedynie gdzie stawali to do snu gdy juz ledwo na nogach stali. W dodatku żadne z nich nie spodziewało się, ze Emnesja potrafi się szybko regenerować wiec nikt nie pomyślał by cos w tym kierunku uczynić. Teraz jest to wytłumaczone jak dostała w łeb i nie padła ;)
    Cos czuje, ze zostanie jej jakiś skromny defekt, co by nie była juz idealna panienka z dworku xD hue hue
    Mówisz, ze reszta pojawia się ba horyzoncie! Cudownie! Czekam naa jakiś złe wieści, bo muszą byc jakieś złe! Wiem, za dużo wymagam, ale no jak to tak to, że wszyscy wracają cali i zdrowi? Taka podla ja sie odzywam :p
    Nie mniej jednak niech odpoczną i nabiorą sił przed walką z Adishem, no i wyszkolą wreszcie antymagiczną szlachciankę :p
    Zaraz zabiore się za kolejna część, wiec do niedługo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajaj, te "kurczowo" to dosłownie leżało jedno na drugim. Że też mi się w oczy nie rzuciło, aż dziw. :D

      Usuń