10 mar 2019

Rozdział czterdziesty piąty: Niemoc i potęga

Czuła na przemian ból, odrętwiające mrowienie magii i dotyk ciepłych dłoni. Czasami nogę ogarniał mdlący brak czucia, jakby nie należała do niej; jakby stanowiła sprytną iluzję. Chwilę potem igła cierpienia przeszywała ją na wskroś, wyrywając z gardła jęk.
Trwało to wieczność. Kilka minut.
Emnesia wypuściła nosem wstrzymywane powietrze i rozluźniła zaciśniętą kurczowo szczękę.
— Czy coś się zmieniło? — zapytała, ocierając łzy z oczu.
Siedząca na krześle obok Mistrzyni Haluna wyprostowała się z trzaskiem zesztywniałych stawów. Od kilkunastu minut badała nogę dziewczyny. Naciskała palcami na kolano , sprawdzając ułożenie kości i ścięgien - i bogini wie, czego jeszcze. Czasami wypowiadała mocnym głosem jakieś zaklęcie, którego słów Emnesia nie rozumiała.
Między uchylonymi zasłonami stała Narissa, przyglądając się wszystkiemu ze zmarszczonymi brwiami. Ręce skrzyżowała na piersi i wydawała się być z czegoś niezadowolona.
— Mniej, niż oczekiwałam — odparła Mistrzyni, składając dłonie na podołku. - To magia naprawiła pęknięcia, a ją nie łatwo jest skorygować. Nasze uzdrowicielki, nawet łącząc siły, nie mogą się równać z mocą wybranki bogini.
— Rozumiem — mruknęła Emnesia, odwracając wzrok. Tego mogłam się spodziewać, pomyślała gorzko. Kolejnych problemów i rozczarowania.
— Nie jest to jednak jedyny sposób, w który możemy próbować naprawić szkody — kontynuowała Mistrzyni. — Tam, gdzie zawodzą słowa, używamy znaków. Znasz magię duchową?
Marszcząc czoło, Emnesia powoli pokręciła głową. Nazwa wydawała się znajoma, ale jak coś ledwo zasłyszanego. Czy któryś z jej nauczycieli wspominał o niej na jednej z lekcji?
— Stosowana jest do napełnienia mocą przedmiotów — wytłumaczyła Mistrzyni. — Zaklinania ich i wzmacniania...
— Chodzi ci o sztukę runiczną? — przerwała Emnesia, mrużąc oczy. — Wystarczyło tak powiedzieć. Nigdy tej magii nie używałam, ale, jak większość szlachty, całe życie miałam do czynienia z zaklętymi przedmiotami. Czy nikt ci nie mówił, skąd pochodzę? — Spojrzała na Narissę, lecz ta nawet nie drgnęła, beznamiętnie odwzajemniając spojrzenie.
— Wybacz, błogosławiona. — Mistrzyni pochyliła lekko głowę. — Ciągle mam do czynienia z ludźmi niższych stanów. Większość z nich dopiero tutaj poznaje magię i nie rozumie nawet jej najprostszych aspektów.
— Rozumiem — mruknęła Emnesia, odwracając wzrok. — Powiedz zatem, jak ma mi pomóc magia duchowa?
Mistrzyni zaczęła tłumaczyć swój plan. Wdała się w szczegóły, z których większości dziewczyna nie rozumiała – nigdy nie studiowała jednej dziedziny magii, nauczyła się kilku zaklęć przystających damie jej pokroju i nic więcej. Rozumiała tyle, że kapłanki stworzyły specjalny rękaw na jej nogę. Przez nieokreślony czas będzie musiała go nosić, a wpleciona w materiał magia naprawi źle zrośnięte kolano.
— To może długo trwać — mówiła Mistrzyni niskim głosem. — Kilka tygodni, nawet miesięcy. Zaś zaklęcie będzie wymagać ciągłego odnawiania.
— W zamian pozwoli ci chodzić — wtrąciła Narissa. — Bez bólu. Bez utykania.
Emnesia wyprostowała się na te słowa.
— Nie od razu — pospieszyła z wyjaśnieniami Mistrzyni. Posłała drugiej kobiecie nieprzychylne spojrzenie. — Gdy odzyskasz siły i pozwolisz magii działać, wtedy tak, znowu zaczniesz normalnie chodzić.
— To… — Dziewczyna przesunęła drżącą dłonią po kolanie. — To najlepsze wieści, jakie usłyszałam w ostatnich dniach. Dziękuję. — Uśmiechnęła się do Mistrzyni. — Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłyście.
— Jesteśmy tu dzięki przewodnictwu bogini — odparła kobieta z powagą. — Jej wybranka nas prowadziła i dała bezpieczne miejsce do życia. Pomagając ci odpłacamy tylko drobną część długu, jaki wobec niej mamy.
Długu? pomyślała Emnesia. Czy walcząc z żołnierzami Adisha i bladymi istotami w górach też go spłacacie? Zasłony w szpitalu ukrywały ranne wojowniczki, lecz do uszu dziewczyny zawsze docierały ich bolesne krzyki i jęki. Czy tak wygląda bezpieczny azyl z dala od wojny?
— Czy to wszystko? — zapytała i nie czekając na odpowiedź zaczęła poprawiać suknię, by zakryć nią nogę. — Chciałabym jeszcze odwiedzić Valmera. — Zerknęła na Narissę, a ta przytaknęła.
— Pójdę razem z tobą.
— Spodziewałam się, że już teraz będziesz chciała założyć zaklęcie na kolano — odparła Mistrzyni, wstając z łóżka. — Ale jeśli wolisz zrobić to później, nie będzie to problemem.
— Już teraz? Oczywiście, że chcę teraz. — Emnesia na nowo zakasała dół sukienki.
— W takim razie każę uzdrowicielkom je przygotować. — Po czym opuściła niewielki niby-pokój.
Narissa przez długą chwilę przyglądała się Emnesii. Dziewczyna, czuła na sobie jej wzrok, dreszcze przechodziły jej po plecach – jakby był czymś fizycznym, czego mogła w każdej chwili dotknąć. Nie odwzajemniała go. Wlepiła wzrok w kolano i skubała brzeg podwiniętej sukienki, a na nią ledwie zerkała kątem oka.
— Czy chcesz coś powiedzieć? — zapytała w końcu, znacznie ostrzej, niż zamierzała.
Druga kobieta przez długą chwilę nie odpowiadała. Stała między zasłonami w bezruchu, jakby zmieniona w posąg. W końcu westchnęła, przeczesując palcami krótkie włosy.
— Nie wiem — odparła. — Nie jestem pewna, czy będzie to miało znaczenie. Mogłabym obiecać, że po powrocie do zdrowia sama cię uleczę. Nie sądzę jednak, żebym z całą swoją mocą mogła zrobić więcej niż Mistrzyni Haluna i jej uzdrowicielki.
Emnesia oklapła, jakby całe siły ją opuściły.
— Nie tego się spodziewałam — rzekła. Skrzywiła się, słysząc jak wątle brzmi jej głos. — Raczej… czegoś innego.
— Co innego mogłabym ci powiedzieć? — Zdumienie w głosie Narissy wydawało się szczere. — Chciałam z tobą porozmawiać, bo martwiło mnie twoje zdrowie. Odkąd tu przyjechałam, jedyne o czym słyszałam to twoja chora noga i brak chęci do życia. Próbowałam dowiedzieć się, jaki jest tego powód i czemu nikt nie próbował ci pomóc.
— A co z walką w górach? — zapytała Emnesia drżącym głosem. — Przeze mnie zostaliśmy zaatakowani, a nawet nie mogłam w niczym pomóc. Rzuciłam jedno bezsensowne zaklęcie i uciekłam!
— Nikt nie spodziewał się, że będziesz walczyć.
Dziewczyna zamarła w bezruchu. Ogarnęło ją zimno. Przeniknęło głęboko, rozciągając pustkę, która zdawała się zajmować w niej coraz więcej miejsca. Świat rozmazał się przed jej oczami i gdy zamrugała, łzy spłynęły po policzkach. Nie płacz, myślała, zaciskając zęby. Na boginię, czemu płaczesz?
— Tylko tym jestem? — wycedziła niskim głosem. — Bagażem do przewiezienia? Nikt nie wymaga, że coś zrobię, bo nie potrafię nic zrobić, czy tak?
— Emnesia, nie to miałam na myśli…
— A o co innego?! — Dziewczyna posłała Narissie wściekłe spojrzenie. — Ciągle mówisz, że jestem wyjątkowa, mam wielką moc. Ale ja nie widzę tego! Im dalej idę, tym bardziej bezużyteczna się czuję. Spójrz na mnie! Jestem kaleką! I już nią zostanę! - Zaśmiała się gorzko, gwałtownym ruchem ocierając mokre policzki. - Mam chorą nogę i brak chęci do życia.
— Nie przekręcaj mych słów w ten sposób. — Narissa zrobiła krok w jej stronę i spojrzała na dziewczynę z góry. — Nikt się nie spodziewał, że będziesz walczyć, bo nie wiedzieliśmy, jak tak łatwo wpadniemy w pułapkę. Zgodnie z planem mieliśmy dotrzeć do Vox, gdzie nauczyłabyś się wszystkiego, co uznałabyś za potrzebne. Magii, walki – czegokolwiek. Jednak ruchy wojsk Adisha są tak chaotyczne, tak… bezsensowne, że nie mieliśmy szans tego przewidzieć.
Z każdym kolejnym słowem kobiety, Emnesia czuła jak palący gniew ulatuje, pozostawiając zmęczenie. Zgarbiła się, unikając jej spojrzenia.
— W takim razie, co teraz? — zapytała przyciszonym głosem. — Plan się nie powiódł, czyż nie? W tym stanie nic nie mogę zrobić.
— Magia nie wymaga sprawnych nóg. — Głos Narissy złagodniał. — Jedynie mocy i silnej woli.
Emnesia drgnęła, czując dotyk na ramieniu.
— Wkrótce wrócisz do pełni sił. — Usłyszała tuż nad sobą. — Nie tylko fizycznie. Twój umysł również się uzdrowi. Moc bogini może dokonać wspaniałych czynów. Tak długo, jak żyjesz, nic cię nie złamie.
— Jak to możliwe? — szepnęła. — Nie ma ludzi nieugiętych. Każdy w końcu traci rozum.
— Ale ty nie jesteś każdym. — Dłoń ścisnęła jej ramię. — Wkrótce przekonasz się, że mówię prawdę. To tylko kwestia czasu.
Poderwała głowę, gdy między zasłony weszła Mistrzyni Haluna, a zaraz za nią jedna ze starszych uzdrowicielek. Ta druga niosła w dłoniach zwinięty ciasno kawałek ciemnego materiału. Ukłoniła się lekko i przywitała tradycyjną formułą kapłanek.
— Zostawię was — rzekła Narissa do dwóch kobiet. Zwróciła wzrok na Emnesię: — Jeśli będziesz chciała jeszcze porozmawiać, znajdziesz mnie u Andersa. — Po czym wyszła, zostawiając ją z uzdrowicielkami.
— Pozwól, że zaczniemy — rzekła Mistrzyni i gdy Emnesia skinęła, razem z drugą kobietą rozwinęły materiał.


Rozdział czterdziesty szósty: Wędrująca twierdza

1 komentarz:

  1. Fajnie, że wreszcie coś mają zamiar zrobić z nogą Emnesji, bo jej narzekanie i użalanie się nad sobą robiło się męczące. Zwłaszcza gdy nieopodal byli inni, bardziej dotknięci przez los. Wiadomo, panienka z wyższych sfer, ale po takim czasie i niedogodnościach mogła już nieco spuścić z tonu.
    Ja to w ogóle jestem w szoku jak tutaj zachowuje się Nakis. Ocieka wielką sympatią to zepsutej dziewuchy i tylko nie rozumiem dlaczego? Przecież powinna być zirytowana do granic możliwości! I bym była :D i tak samo uważałabym, że dziewczyna była tylko osoba do przetransportowania, bo zawierała w sobie boskość. No chyba, że Jakiś tylko tak mówiła by ta sie kolejny raz nie użalała nad sobą i wzięła się wreszcie do roboty? W końcu Adish nie tylko hrabiance zagrazal, ale i reszcie populacji.

    OdpowiedzUsuń